William Burns

Młody Szkot, całkowicie oddany głoszeniu Ewangelii wszędzie, został otoczony przez nieprzyjazny tłum w Dublinie w Irlandii. Kiedy tłum stawał się coraz bardziej wrogi, zdał sobie sprawę, że gdyby mówił jeszcze dłużej, to tylko wzmogłoby antagonizm, więc postanowił powrócić do swojego mieszkania przez nabrzeże. Obserwujący to zajście policjant wiedział, że jeżeli tak zrobi, to rozwydrzony tłum pójdzie za nim, więc uprzejmie, ale stanowczo doradził mu, by przeprawił się na drugą stronę rzeki promem. „Nie mogę zapłacić za prom” – brzmiała odpowiedź.

„To kosztuje tylko pół pensa”.

„Ale ja nie mam pół pensa”.

„Oto moneta” – powiedział z uśmiechem policjant o dobrym sercu.

Przyjmując monetę z podziękowaniem, młody mężczyzna wsiadł do łodzi i trzymając monetę wysoko przed oczami ludzi na brzegu, powiedział: „Widzicie, otrzymałem przejazd za darmo. W podobny sposób wy możecie za darmo otrzymać Ewangelię i wstęp do królestwa niebios, bez pieniędzy i bez zapłaty”. Z tej niezwykłej kazalnicy głosił Ewangelię do dwóch zgromadzeń - do groźnego tłumu na brzegu i do współpasażerów na statku.

William Chalmers Burns urodził się 1 kwietnia 1815 w Szkocji w rodzinie wielebnego Williama Hamiltona Burnsa. Kiedy był nastolatkiem, postanowił uczyć się prawa, ponieważ widział, że „prawnicy są bogaci i mieszkają w pięknych domach”. Jego bogobojni rodzice byli szczerze rozczarowani jego wyborem i zgodzili się niechętnie, mając nadzieję i modląc się, by on zmienił zdanie i obrał o wiele bardziej zaszczytne zadanie, jako sługa Ewangelii.

Kiedy chłopiec udał się do Edynburga, by terminować u swojego wujka, rodzina żałowała go, jako kogoś, kto wiąże się ze światem i jego pokusami. Ku wielkiemu ich zdumieniu, w odpowiedzi na wspólny list, który do niego napisali, poprosił o jakąś dobrą literaturę chrześcijańską. Spełnili jego prośbę i wkrótce po tym powrócił do domu, pokonując pieszo z Edynburga odległość trzydziestu sześciu mil. Stając przed kominkiem, zapytał szczerze: „Co byście pomyśleli, gdybym został kaznodzieją”?

Duch Boży dosięgnął jego samowolnego serca i narodził się na nowo. Teraz pragnął jedynie tego, by rodzice wyrazili zgodę na jego przygotowywanie się do służby kaznodziejskiej. Dzięki pewnym komplikacjom z potrzebnymi świadectwami nie podpisał jeszcze umowy o terminowanie, mógł więc rozpocząć studia od razu. William zostawił nam swój własny opis jego nawrócenia.

„Duch Boży skierował pełne światło na chwałę Jezusa, jako Zbawiciela, w styczniu 1832. Środki, które doprowadziły do zmiany mojego serca, były, jak myślę takie: Kazania pana Bruce’a, które mnie bardzo dotknęły, oraz strach przed nagłą śmiercią z powodu szerzącej się cholery, to był początek. Ponadto list od moich sióstr, w którym mówiły jednogłośnie o swojej wędrówce na Syjon i pozostawieniu mnie z tyłu, okazał się słowem na czasie i mocno dotknął moich uczuć.

Chociaż grzech zabił we mnie wszelkie inne uczucia, nie mogłem myśleć o moich chrześcijańskich rodzicach i bogobojnym domu, oraz słodkich i pewnych przywilejach, nie przeżywając głębokiego konfliktu w mojej duszy na myśl, że na zawsze miałbym to utracić. Mogłem myśleć o rozstaniu się z Chrystusem, gdyż Go nie znałem – czy teraz już Go znam? Gdybym jednak miał rozstać się na zawsze z nimi, tego nie mógłbym znieść. W taki sposób została przygotowana moja droga, chociaż moje serce jeszcze było duchowo martwe.

Usiadłem z uczciwym zamiarem, wynikającym z powodów wyżej wymienionych, by przeczytać fragment z książki Pike’a ‘Wczesny pietyzm’, którą dał mi mój drogi ojciec, kiedy opuszczałem dom... W jednym momencie, kiedy patrzyłem na pewien fragment, moja dusza została przeszyta jakby strzałą. Bóg mnie aresztował. Odczuwałem przekonanie o moim zgubionym stanie, które mnie przeszywało z nieodpartą siłą. Wyszedłem z pokoju i udałem się do mojej sypialni, by tam po raz pierwszy wylać swoje serce ze łzami, w szczerym, rozdzierającym serce wołaniu o miłosierdzie.

Od pierwszej chwili tego wspaniałego przeżycia miałem nadzieję, że nieskończenie łaskawy i dobry Bóg mnie zbawił. Prawie w tym samym momencie odczuwałem, że muszę porzucić moje obecne zajęcie i poświęcić się całkowicie Jezusowi w głoszeniu Jego chwalebnej Ewangelii, przez którą zostałem zbawiony”.

Młody Burns miał wraz z nowym życiem duchowym coraz większe pragnienie głębszej miary tego życia. Pisząc w miesiąc po swoim nawróceniu do swoich sióstr, stwierdził:

„George Moody i ja jesteśmy w najbliższych kontaktach; on jest jednym z niewielu, którzy żyją blisko Boga... Nie zadawajmy pytania, ‘jak blisko Niego muszę być, by mieć zapewnione bezpieczeństwo’?, ale ile społeczności z Nim można osiągnąć tu na ziemi... Miejmy przed oczyma tylko jedno – królestwo Boże, a wszystko inne będzie nam dodane”.

W listopadzie tego samego roku powrócił do Aberdeen, by kontynuować studia, a jego zaangażowanie i koncentracja wyróżniały go z pośród innych studentów. W innym liście pisanym do domu w tym czasie narzeka na niezadowolenie duszy.

„Kiedy tu przybyłem, mój stan duchowy był bardzo niski, ale miałem nadzieję, że moje ostrożne chodzenie przyniesie mi pożytek i Boże błogosławieństwo, będę przeżywał Jego bliskość i będę miał siłę we wszystkich okolicznościach, lecz ze smutkiem stwierdzam, że jestem rozczarowany. Przez kilka pierwszych dni po moim przybyciu odczuwałem, że jestem winien hipokryzji... postępowałem tak bardziej ze strachu przed utratą mojej reputacji, niż ze względu na chwałę Bożą... W rzeczywistości nie chciałem stać się całkowicie Jego i tylko Jego. Oby Bóg w Swoim wielkim miłosierdziu pokazał mi mój prawdziwy charakter i doprowadził mnie do rzeczywistego poznania Jego doskonałej świętości i Jego nienawiści do grzechu, abym mógł właściwie docenić zbawienie, które On przygotował; bym nauczył się uważać wszystko za nic nie znaczące w porównaniu z doskonałością poznania Chrystusa Jezusa”!

Dyplom otrzymał w roku 1835, a następnie wstąpił na uniwersytet w Glasgow. Tu, słuchając przemówienia misjonarza wyjeżdżającego do Chin, otrzymał wizję chwały płynącej z całkowitego poświęcenia się dla Boga, będąc przekonany, że jego powołaniem była misja zagraniczna.

Kiedy zbliżał się koniec jego studiów uniwersyteckich i jego ordynacja, siła tego powołania przysłaniała wszystkie inne myśli. Pewnego dnia jego matka przybyła w sprawach służbowych do Glasgow, a on o tym nie wiedział. Spacerując, był tak zaabsorbowany siłą ciążenia jego przyszłości, że kiedy przypadkiem spotkał ją twarzą w twarz na bulwarze Argyle, nie był świadomy jej obecności, aż zawołała go po imieniu. Zdziwiony wykrzyknął:

„Och mamo, nie zauważyłem cię. Kiedy szedłem ulicą Argyle, byłem tak pochłonięty widokiem nieprzeliczonych tłumów nieśmiertelnych istot, śpieszących tu i tam, zdążających do wieczności, że nie mogłem tego dłużej znieść i przyszedłem tutaj, by szukać uciszenia i ulgi”.

W sercu Williama Burnsa powstało nieodparte pragnienie szukania wylania Ducha Świętego. Pragnienie swojego serca wyraził w liście z roku 1839.

„Pragnę, by Pan wylał na nas Ducha, jak w pierwszych dniach i wprowadził Swoich świętych w bliską i zachwycającą społeczność z Nim! Dlaczego koła Jego rydwanu jeszcze czekają? Czy nie ożywisz nas na nowo, by Twój lud radował się w Tobie! Oczekujmy z przekonaniem Jego przyjścia we dnie i w nocy, a On przyjdzie ku naszemu wielkiemu zdziwieniu”!

Te słowa okazały się prorocze w świetle wydarzeń następnego roku. To, co ten świat nazywa zbiegiem okoliczności, a chrześcijanie nazywają zrządzeniem Bożym, doprowadziło Williama Burnsa do ludzi przygotowanych, kiedy Robert Murray McCheyne poprosił go, by zajął miejsce za kazalnicą kościoła św. Piotra w Dundee, w czasie jego nieobecności i pobytu w Palestynie. Burns, otrzymawszy ordynację w marcu 1839, był gotów zająć miejsce za kazalnicą w Dundee w kwietniu tego samego roku, kiedy to oczekiwał powołania od komitetu Indii do służby za granicą.

Niektórzy ze starszych świętych byli pełni obaw, kiedy oglądali tego dwudziestoczteroletniego młodzieńca, wstępującego na kazalnicę i zajmującego miejsce ich bardziej doświadczonego i kochanego pastora. Jednak ich najgorsze obawy zostały rozwiane już wtedy, kiedy słuchali jego pierwszej modlitwy. Wtedy z całego serca wspierali go w jego cotygodniowych usługach.

W czerwcu komitet do spraw Indii poprosił Burnsa, by pojechał do Poonah w okręgu Bombaju. Młodzieniec był w rozterce i szukając rady, wziął udział w nabożeństwie z komunią w Kilsyth, gdzie usługiwał jego ojciec. Tutaj poproszono go, by poprowadził kilka nabożeństw.

Przed tym pamiętnym dniem w Kilsyth, kiedy Burns stał przed zgromadzeniem, coraz mocniejsze pragnienie nawracania grzeszników doprowadziło go do wczuwania się w ich straszny stan bez Chrystusa. Wina z powodu odrzucania przez nich Zbawiciela, który był im oferowany za darmo wydawała się nie do opisania, a jego bezsilność przyniesienia im pomocy zdawała się go przygniatać. Czuł się niegodny na samą myśl, że Duch Święty mógłby go użyć, jako pomost pomiędzy odrzucanym Bogiem, a niepokutującym człowiekiem.


dalej