George D. Watson

George D. Watson zdawał się być człowiekiem, który wytężył swoją duszę do granic możliwości, by zbadać nieograniczoną Łaskę. Z tego też powodu opłakiwał samozadowolenie chrześcijan z rzeczy doczesnych, którzy po przeżyciu kryzysu pozostali skarłowaciali i ospali. Ciągle napominał wszystkich, którzy słuchali jego kazań lub je czytali, by zrozumieli nieograniczoną wielkość mocy Bożej względem „tych, którzy uwierzyli”.

Ten wierny kaznodzieja poprzez słowo i pióro stał się apostołem dla uświęconych. Wielu chrześcijan będzie go zwać błogosławionym tam w górze, ponieważ dał im odpowiedź na najbardziej cierpkie pytania w krytycznych momentach ich przeżyć. Jest on jednym z niewielu, którzy uczą mężczyzn i niewiasty, którzy ufając Bogu, widzą w charakterze wiele rzeczy, które wymagają zwrócenia uwagi, jeżeli chcemy osiągnąć chwałę Bożą. Jak sam powiedział, wielu zajmowało się zagadnieniem chrześcijańskiej świętości z punktu widzenia człowieka – jak ją osiągnąć, czego się po niej spodziewać itd, ale rzadko ktoś pokazał to od strony Bożej. Niewielu zaczęło pojmować ogromne możliwości naszego Ojca, Jego wielkie pragnienia, Jego cierpliwe oczekiwanie i Jego wierne zaopatrywanie nas w to wszystko, co jest nam potrzebne do dojrzałości, byśmy mogli Jemu się podobać.

George D. Watson urodził się w Virginii, w USA w roku 1845. Jego rodzice i dziadkowie byli metodystami. W tych czasach było to cenne dziedzictwo. Wyrastał w atmosferze modlitw rodzinnych, szkółki niedzielnej i wielu innych, bogobojnych wpływów. Często w tym rejonie odbywały się specjalne nabożeństwa, ale George stwierdzał, że on jest czarną owcą w stadzie – porywczy i samowolny, najgorszy chłopiec z sześciorga w rodzinie. Na temat pierwszego działania Boga w jego sercu mówi:

„Moje pierwsze osądzenie przyszło, kiedy miałem pięć czy sześć lat. Pewnego wieczora ojciec i matka poszli do kościoła i zostawili nas samych, kiedy najstarsze z nas miało dwanaście czy trzynaście lat. Śpiewaliśmy pieśń „skało wieków” i mnie to osądziło. Płakałem i modliłem się, ale nie wiedziałem, co mi dolegało. W tak młodym wieku odczułem powołanie do głoszenia ewangelii. Kiedy miałem dwanaście czy trzynaście lat, zainteresowałem się religią. Jednak moja wola nie została całkowicie złamana”.

Kiedy wybuchła w Ameryce wojna domowa, George w wieku osiemnastu lat dołączył do konfederatów w armii południa. Tam nastąpił punkt zwrotny jego życia. Pewnej nocy podczas gry w karty, nagle, ku zdumieniu wszystkich, rzucił swoją talię kart i zawołał, jakby zaalarmowany swoimi własnymi myślami; „chłopcy, to jest moja ostatnia gra”. Poszedł prosto na nabożeństwo ewangelizacyjne, które było prowadzone dla żołnierzy i uklęknął koło pnia sosny, wołając do Boga, by przez Chrystusa przebaczył mu jego grzechy. Wstał z kolan odmieniony.

George Watson miał wkrótce okazję sprawdzenia realności tej przemiany, która w nim nastąpiła. Jego uczestnictwo w spotkaniach modlitewnych i jego szczere zaangażowanie w służbie jego nowego Mistrza powodowało wrogość bezbożnych żołnierzy i niektórzy z nich dosłownie wytrącali mu z rąk jego Biblię. Uświadomił sobie, że chociaż jest bardzo szczęśliwy ze swoja nową radością, było w nim coś, co mogło zburzyć jego pogodę ducha z powodu takiego traktowania. Och, gdyby byli wokół niego jacyś dojrzali chrześcijanie. Ktoś taki, znając tajemnicę odkupienia, mógłby mu pokazać możliwości, jakie daje Golgota dla przezwyciężenia upadłej natury starego człowieka, która powstaje i powoduje problemy pomimo jego wysiłków i łez. Mógłby wtedy uniknąć wielu cierpień i straty czasu.

Po zakończeniu wojny, pomimo słabego zdrowia odczuwał powołanie do głoszenia ewangelii i po ukończeniu kursu w instytucie biblijnym w Concord, New Hampshire, przystąpił w roku 1868 do konferencji kościoła metodystycznego w Filadelfii. W tym czasie szukał wewnętrznego zwycięstwa w sercu.

Ten młody kaznodzieja wziął udział w nabożeństwie namiotowym w Oakington w roku 1869 i tam po raz pierwszy usłyszał kazanie na temat całkowitego uświęcenia, które musiało dotknąć go bardzo głęboko, gdyż uklęknął i publicznie szukał tego przeżycia. Wielki wpływ wywarł na niego bogobojny Alfred Cookman, wtedy członek tej samej konferencji. Doznał takiego pokoju wewnętrznego, że nazwał go „doskonałą miłością” i poszedł do domu, by świadczyć, że otrzymał pełnię Ducha Świętego.

Sprzeciwy i szyderstwa nadeszły ze strony człowieka, który powinien być głównym eksponentem tej wspaniałej pomocy dla przezwyciężenia grzesznej natury. Do tego szanowanego starszego dołączyli inni przeciwnicy i wtedy młody Watson uległ naciskom i stał się bojaźliwym w świadczeniu o swoim wewnętrznym zwycięstwie. Chociaż nigdy nie głosił przeciwko tej doktrynie, całkowicie przestał jej bronić. Rezultatem tego była wielka, osobista strata. Mówią, że „z chrześcijaństwa pełnego spokoju przeszedł do chrześcijaństwa mozolnego” i na nowo popadł w nałóg palenia.

Od czasu do czasu ten młody kaznodzieja przeżywał okresy społeczności z Bogiem. Głoszenie kazań było rozkoszą; wydawał się cieszyć ze specjalnych kampanii i jego gorliwość dla kościoła była niezmordowana. Z przyjemnością studiował i często był zafascynowany „harmonią i majestatem prawd biblijnych”. Interesowała go również filozofia i lata te były mieszaniną pragnienia bliższego poznania Boga, a z drugiej strony intelektualnego traktowania prawd biblijnych. Jego praca czasami nie przynosiła żadnych wyników. Coś jednak powodowało w jego sercu głęboki głód:

„Miałem wielką walkę z samym sobą. Moje całe życie było jednym wielkim zmaganiem. Cierpiałem z powodu melancholii bardziej, niż język może to wyrazić. Nieuprzejma lub nieprzychylna krytyka lub pozorne odrzucenie często wciągały mojego ducha w najgłębsze przygnębienie. Byłem zmęczony życiem na oczach ludzi, zmęczony rutynową pracą, ale najbardziej zmęczony sobą. Moja żona była chora, a ja nie znosiłem choroby. Przeżywałem wiele kłopotów, których inni nie uznawali za kłopoty i to było dla mnie wielkim doświadczeniem.

W listopadzie 1876 zacząłem na nowo szukać świętości. Miałem teraz wiele różnych pomysłów. Stosowałem teorię represji, potem teorię Zinzendorfa. Byłem jak żeglarz, płynący to w jednym, to w drugim kierunku.

Nie zawsze można na podstawie tego, co człowiek mówi, wiedzieć co myśli. Trzy tygodnie przed moim uświęceniem powiedziałem na spotkaniu dla kaznodziejów „Kiedy Bóg nawraca duszę, czyni ją tak czystą, jak tylko jest to możliwe”. Równocześnie w tym czasie szukałem świętości”!

Miejscowy kaznodzieja zachęcił go, by zaprosił pewnych ewangelistów z Cincinnati na trzydniową konferencję na temat uświęconego życia. Dr Watson chętnie się zgodził i pierwszego wieczoru został wielce poruszony. Jednak następnego dnia kilka razy się rozgniewał w domu. Widocznie Duch Święty chciał mu pokazać jego wielką potrzebę. Jego żona dolała oliwy do ognia, mówiąc, że wstydzi się go, stwierdzając; „boję się, że nie masz żadnej religii, choć głosisz kazania”. Został głęboko zawstydzony i miotał się pomiędzy obroną samego siebie i wołaniem do Pana o pomoc. W tym czasie tak zrelacjonował swoje przeżycie:

„Tej nocy, kiedy leżałem na brzegu łóżka, byłem skłonny do uczenia się. Dłoń podłożyłem pod policzek, z twarzą zwróconą w kierunku drzwi, by nikomu nie przeszkadzać.

Wtedy Pan zaczął do mnie mówić. „Czy to przyjmiesz? Tak Panie. Czy zgodzisz się, by zachorowała twoja żona i twoja rodzina? Tak, Panie; daj mi to błogosławieństwo. Czy oddasz w Moje ręce twoje zdrowie? Tak, Panie. Jeżeli zechcesz, abym umarł, jestem w każdej chwili gotów odejść. Czy zgodzisz się zrezygnować z wysokiego stanowiska, które miałeś? Czy zgodzisz się przyjąć niską pozycję i niskie powołanie dla Mnie? Tak, Panie. Przyjmę najniższe powołanie w stanie Indiana, jeżeli taka będzie Twoja wola. (A były takie miejsca).

Czy zrezygnujesz z tytoniu, aby twoje ciało było Moją świątynią? Kilka razy próbowałem rzucić ten nałóg, ale wracałem do niego ponownie. Powiedziałem; Tak, Panie, zrezygnuję z niego. Zrobię wszystko, jeżeli dasz mi to błogosławieństwo”. Kiedy skończyłem, zasnąłem. Nie wiem, jak to się stało, ale kiedy obudziłem się następnego rana, nie miałem żadnego pociągu do tytoniu. Nigdy nie wyparłem się tych przyrzeczeń.

W następny poniedziałek, 4 grudnia w południe poszedłem do mojego pokoju i zacząłem czytać Pismo Święte z pierwszego rozdziału pierwszego listu Piotra: „Piotr, apostoł Jezusa Chrystusa... według powziętego z góry postanowienia Boga, Ojca, poświęconych przez Ducha”. Tu się zatrzymałem. To jest uświęcenie. „Tego miłujecie, chociaż go nie widzieliście, wierzycie w niego, choć go teraz nie widzicie, i weselicie się radością niewysłowioną i chwalebną”. Kiedy wypowiedziałem te słowa, Bóg wypuścił zbawienie, jak wodospad Niagara w mojej duszy. Chodziłem tam i z powrotem, wołając, „chwała Bogu”! Po pewnym czasie przerodziło się to w pokój”.

Dr Watson nigdy nie oglądał się wstecz. Był jednak człowiekiem uczciwym i jak powiedział w jednej ze swoich książek, Bóg uparcie i z miłością stosował wszelkie metody, by przemieniać go coraz bardziej w podobieństwo Jezusa Chrystusa. Teraz, zadowolony wewnętrznie, że jego wewnętrzny wróg został już pokonany przez krzyż, poświęcił się całkowicie temu, by innym pomagać dojść do tego samego przeżycia pełnego zbawienia.

Zadanie to nie było łatwe, ponieważ jego następny kościół był szczególnie świecki. Pan zbawił kilku ludzi, inni przeżyli głęboką społeczność z Chrystusem, ale była to mniejszość. W rozgoryczeniu ten drogi uczeń u stóp Jezusa czasem mówił szorstko. Widział tak wielką potrzebę, że był bardziej zdecydowany bić, niż zachęcać. Czytając o tym, jak stał się wreszcie człowiekiem tak łagodnym i słodkim, można się dziwić, że kiedyś był tak szorstkim i trudnym do obróbki surowcem dla Boskiego Architekta.

„Czasami postępowałem źle z moja żoną. Próbowałem ją popędzać, by doświadczyła tego samego przeżycia, co ja. Jej natura była inna i nie mogłem oczekiwać, że będzie taka, jak ja. Czasami mówiłem rzeczy, które być może popychały ją zbyt szybko. Kiedy zobaczyłem, że postąpiłem źle, prosiłem ją o przebaczenie. Potem udawałem się do Pana i prosiłem, by mnie wzmocnił.

Udałem się do innego miejsca i namawiałem ludzi do postu. Pewien starszy człowiek podszedł do mnie, objął mnie i powiedział:’ Głosisz świętość z niewłaściwej strony’. W tym czasie miałem coś w rodzaju wizji. Wydawało mi się, że widziałem duże stado owiec. Chodziłem wokoło tych owiec z kijem, chcąc je utrzymać w posłuszeństwie. Zobaczyłem, że to był błąd.

Działałem też w pośpiechu. Chciałem być tak doskonały, jak Paweł, we wszystkim i od razu. Od tego czasu Pan mnie stopił i zmiękczył moje serce. Kocham wszystkich ludzi Bożych. Diabeł próbował z jednej strony uczynić mnie zbyt łagodnym. Byłem zbyt radykalny i kiedy stawałem się zbyt konserwatywny, Pan sprowadzał mnie z powrotem. Byłem jak wahadło – kiedy wychylałem się zbyt daleko w jedną stronę, Pan sprowadzał mnie z powrotem.

Kiedy doznałem wielu porażek, ucząc się wielu lekcji w tym Kanaanie doskonałej miłości, dziękuję teraz Bogu za wypróbowanie mojej wiary i za Jego cudowną moc, która mnie strzegła. Nauczyłem się tego, że muszę być bezkompromisowym i niechwiejnym świadkiem oczyszczającej mocy Chrystusa; że nie mogę czynić bożków ze świętości ani z ludzi uświęconych; że nie mogę polegać na moich uczuciach, ale chodzić wiarą, a czasami, w okresach ciemności, kiedy szatan doświadcza mnie bardziej bezpośrednio i odważniej, niż przedtem, muszę być umarły dla rzeczy i planów, które same z sobie wyglądają na niewinne; muszę siać i żąć, albo siać, a pozwolić innym żąć.

Narasta we mnie poczucie nicości, a wzrasta poczucie zasług Jezusa”.


dalej