George D. Watson – 2

W następnych latach George Watson przeżywał pasję, by pokazać dzieciom Bożym naturę i możliwość pełnego zbawienia, lub biblijnej świętości. Rezygnując z pastorstwa, by być ewangelistą, mógł dotrzeć ze swoim poselstwem do największej liczby chrześcijan. Uniknął niebezpieczeństwa, w które wpadli inni, chwaląc same przeżycia, chociaż było mu to bliskie. Zdawał sobie również sprawę z innych niebezpieczeństw dla wyższego życia, jak pokusa duchowej pychy, potępiania, własnej sprawiedliwości, zadowolenia z siebie, które gnieździ się w przyjemnej atmosferze „osiągnięcia wyłączności”, religijnych przepisów i polegania na przeżyciach, zamiast na Dawcy.

Był nauczycielem uświęconych, a jego artykuły są bezpośrednie i przeszywające. Kilka rozdziałów w jego książce „Pokarm duszy” jest zatytułowane: „Letniość”, „Irytacja nad sobą”, Wielomówność” i „Modlitwa za wrogiem”.

Jego książki są inspirujące, szczere i wyczerpujące w przedstawianiu możliwości, problemów, szans i trudności w życiu człowieka napełnionego Duchem i ukrzyżowanego z Chrystusem. Każdy szukający Boga może wiele skorzystać, czytając i przyswajając sobie jak najwięcej z jego prac. Są wśród nich takie, jak: „Miłość obfitująca”, „Pokarm duszy”, „Słoik olejku”, „Boże orły”, „Nasz własny Bóg”, „Białe szaty i uczty duchowe”, „Czyste złoto”, „Święci oblubieńca” oraz „Niebiańskie życie”.

Nic dziwnego, że George Watson w swoich pismach wprowadza nas w tak wiele Bożych tajemnic. Dla niego społeczność była jedną z najbardziej naturalnych, jak i najcenniejszych zdobyczy przez Chrystusa. Uczył, że „Bóg jest naszym najbliższym krewnym”. Nasz niebiański Ojciec może nas dlatego zrozumieć lepiej, niż mąż może zrozumieć najgłębsze sekrety swojej partnerki życiowej. Na odwrót, jeżeli mamy właściwe relacje i warunki, możemy zrozumieć Boga lepiej, niż jesteśmy w stanie zrozumieć najbliższą ludzką istotę. Bardziej, niż większość nowoczesnych chrześcijan, ten nauczyciel jakby osiągnął status Abrahama lub Mojżesza, otrzymując przywilej poznawania boskich tajemnic.

Przekazuje on najgłębszy opis tego, jak Bóg zna i kocha każdego z nas. Ten, kto zna ilość włosów na naszej głowie i którego oczy przepatrują całą ziemię, może opisać nas tak szczegółowo, że jego anielscy posłańcy mogą zidentyfikować każdego z nas po naszym śmiechu, czy płaczu lub po każdym innym znaku rozpoznawczym.

Ciągle podróżując, był tak obeznany z ruchem pociągów, że potrafił powiedzieć, kiedy dodawano więcej pary, lub kiedy stosowano hamulce. Przy pomocy systemu równowagi potrafił określić, kiedy kończył się zakręt. Znajomość Bożego prowadzenia, zachęcania i opatrzności obrazował, jako „Boży pociąg”. Pisze tak:

„W życiu duchowym powinno się wyczuwać jakby ruchy pociągu. Jeżeli będziemy w stanie bardzo pokornym i ukrzyżowanym oraz w nieprzerwanej społeczności z Duchem Świętym, wewnętrzne czujniki duszy będą tak samo aktywne, jak w ciele. Będziemy wyczuwać najmniejsze spowolnienia oraz najlżejsze zakręty w prawo lub w lewo, a ponad wszystko, będziemy odczuwali, kiedy niebiański maszynista podwyższy duchowe ciśnienie.

Często będzie to miało miejsce w komorze modlitwy, kiedy wszystkie zakątki duszy są otwarte na poruszenie Ducha Świętego, byśmy mogli odczuwać Boże pociąg w naszych sercach, nagłą tęsknotę duszy do Boga, mocniejszą, niż przedtem; wtedy głębokie pragnienie Chrystusa obejmuje całą fontannę pragnień; pragnienie i intensywne dążenie, by być takimi, jak Jezus, zajmuje cały umysł.

Kiedy Duch tak delikatnie pociąga nas do Siebie, powinniśmy otworzyć zawór naszego serca na oścież; niech płyną łzy, niech godziny płyną niezauważalnie, jeżeli trzeba, nawet do północy; niech w naszych umysłach rozleje swoją słodką woń Boża natura; przeciśnijmy się za każdą cenę do stóp Jezusa, uchwyćmy się kraju Jego szaty i wyraźmy Mu naszą najgłębszą miłość. W takich chwilach połóżmy przed Nim wszystkie nasze niesamolubne pragnienia zbawienia dusz, szczególne prośby o naszych krewnych i przyjaciół oraz wrogów, o wielkie przebudzenia, o pracę misyjną. Wiele modlitw nie przynosi owocu, gdyż „Amen” jest wypowiadane w czasie, kiedy Duch Święty już przykłada Swoje palce do strun harfy serca i chce za nie pociągnąć”.

Fascynujące jest czytanie o boskiej koordynacji i wymierzaniu czasu, które były tak częste w przeżyciach tego człowieka, który miał tak głębokie poznanie Boga. W pewnym okresie szczególnego kłopotu i troski Watson często budził się około 3 nad ranem i modlił się o pewną wielką potrzebę. Wyobraźcie sobie, jak to wzmocniło jego wiarę, kiedy otrzymał list od pewnej kobiety zza morza, z Nottingham w Anglii, mówiący o wielkim ciężarze na jej sercu, by modlić się w potężny sposób o niego i o tę samą potrzebę, o którą on się modlił. Oprócz tego bardzo ceniony kaznodzieja, który chodził z Bogiem, odwiedził go i powiedział mu, że obudził się o 3 nad ranem i modlił się za nim. Ponadto przyszedł list od poświęconego Bogu małżeństwa z Kanady, mówiący, że „zostali dziwnie obudzeni kilka razy o trzeciej nad ranem, by modlić się o niego”. To wszystko spowodowało takie stwierdzenie:

„Zobaczyłem w świetle mocniejszym, niż kiedykolwiek przedtem, że Duch Święty, jako nieskończona osobowość, otaczał ludzkość, jakby delikatnym, czułym oceanem miłości; zobaczyłem ponadnaturalny dowód Jego współczucia i zainteresowania mną, niezaprzeczalny dowód, że On odpowie na modlitwy, którymi tak wspaniale kierował”.

Innym razem, kiedy wiele rzeczy zwaliło się boleśnie na jego serce, modlił się, by Pan położył na czyimś sercu tą potrzebę modlitwy. Cztery dni później otrzymał trzy listy jednocześnie, od trzech różnych ludzi w kraju. Każdy ich autor pisał, że pewnego dnia, w dniu jego usilnej modlitwy, on lub ona zostali dziwnie pobudzeni do modlitwy za nim!

Innym znowu razem był w kłopotach finansowych spowodowanych całkowitym zniszczeniem plonów sadów pomarańczowych na Florydzie, z powodu mrozów. Był on żywotnie zainteresowany tymi plonami. Konieczne zobowiązania czekały na uregulowanie w określonym dniu w listopadzie. W ostatnim tygodniu października otrzymał list od biednej, lecz uświęconej wdowy z miejscowości oddalonej od niego o 2300 kilometrów, która go nigdy nie widziała, ale napisała, że była pobudzona do żarliwej modlitwy przez cały dzień o zaspokojenie ziemskich potrzeb pana Watsona.

Pewnego dnia, kiedy się modlił, usłyszał głos; „Pieniądze są dla Mnie niczym, jest to tylko mój papier do pakowania i mam go pod dostatkiem; poświęcaj mi tylko nieustannie twoją gorącą miłość i doskonałe posłuszeństwo, a ja zatroszczę się o twoje finanse”. W tym momencie wiedział, że jego modlitwy zostały wysłuchane. Tego dnia, kiedy, kiedy musiał już wpłacić pieniądze, otrzymał list od bogobojnego biznesmena, mieszkającego kilka tysięcy mil stamtąd, mówiący, że otrzymał dziwny impuls, by wysłać na ten adres czek na ponad dwieście dolarów. Ta suma wystarczyła, by spłacić dług, po odciągnięciu dziesięciny dla Pana.

Chcemy przekazać cytat z prac Dr. Watsona, wyjawiający wyraźny cel Boży dla poszczególnych ludzi:

„Zanim Bóg może nas wysłać, byśmy nieśli Jego słodycz oraz Jego tchnienie w Jego służbie i przekazać nam Swoje wielkie dzieła, musimy być doskonale poddani w każdej dziedzinie naszej natury Jego woli i być do Jego dyspozycji. Musimy być poddani w naszych sercach, naszej woli, naszych słowach, naszym temperamencie i naszym zachowaniu; poddani tak zupełnie, byśmy byli elastyczni w dopasowywaniu się do Jego celów i planów. Musimy być poddani, by nie było w nas szorstkości, zaciętości, krytykanctwa, ospałości, lenistwa i porywczości oraz stawiania na swoim, nawet w sprawach religijnych.

Samo nawrócenie nie wystarczy i być może w niejednym przypadku drugie dzieło łaski pomoże w uczeniu się poddaństwa Bożej woli. Głoszenie mocnych kazań o uświęceniu też tego nie załatwi. Nie wystarczy też nadzorowanie nabożeństw namiotowych i konwencji, nie wystarczy szkoła biblijna, lub pisanie książek, ani wydawanie czasopism na temat chrześcijańskiej świętości.

Musimy zostać pokonani, nie tylko w naszym pojęciu, nie tylko uważać, że jesteśmy poddani, nie tylko być poddani w oczach naszych przyjaciół i współpracowników, ale poddani tak doskonale, by wszystko widzące oko Boga mogło nas prześwietlić i by Wszechwiedzący był przekonany, że jesteśmy poddani; to Bóg musi pokonać człowieka, by móc mu przekazać Swoje wielkie plany i myśli.

Duch Święty musi nas przeniknąć i zdobyć, zanim będzie nas mógł użyć do zdobywania dusz. Pan będzie zaczynał nas pokonywać w delikatny sposób; jeżeli natychmiast przyjmiemy Jego sposób myślenia, będzie to łatwe; jeżeli natomiast mamy kamień lub żelazo w naszej naturze, to z konieczności On będzie musiał nas włożyć między dwa kamienie młyńskie i zmielić na proch, zanim będzie nas mógł uformować bez naszych sprzeciwów dla Swojego celu. Największą trudnością na drodze do tego, by Bóg mógł używać Swoich sług, nawet tych gorliwych i często poświęconych, jest to, że nie są oni doskonale, całkowicie i stale poddani pod moc Bożą.

Musimy być poddani, by przestać mieszać się w sprawy innych ludzi, których Bóg nam nie zlecił, poddani, by nie mówić źle o innych sługach Bożych, nie ranić innych chrześcijan, którzy robią co mogą w innych dziedzinach dla swojego Mistrza; tak poddani, by trzymać na wodzy swój język i chodzić delikatnie z Bogiem, patrzeć tylko na Jezusa, zajmować się swoją pracą i wykonywać wolę Bożą bezzwłocznie i z miłością, być zadowoleni z miejsca w Jego królestwie i wykonywania dla Niego choćby małej pracy.

Być całkowicie opanowanym przez Ducha Świętego, to wielka rzecz. Być oddalonym od innych o tysiące mil w oceanie Bożej obecności i pracować z Nim w uniżeniu, bez obrażania się na innych, bez religijnej irytacji i nagięci do każdego planu, który Bóg nam daje.

Kiedy jesteśmy poddani w oczach Bożych, On będzie czynił cuda w nas; w mocy, w przeżyciach, w uzdrawianiu, w sprawach finansowych, w służbie, w delikatności i w słodyczy w sercu i życiu. Cuda Jego łaski będą zadziwiać nas i zdumiewać naszych przyjaciół, a całkowicie zaskakiwać naszych wrogów, kiedy przekonają się, jak potężnie Bóg działa. Bądźmy poddani we wszystkim; tak poddani, byśmy mogli odpoczywać w Bogu i oglądać, jak On wykonuje Swoje wielkie dzieła, według Swojego odwiecznego zamysłu w naszym życiu”.

Ten oddany sługa i przyjaciel Chrystusa miał możliwość pracować w całych Stanach Zjednoczonych, jak również czasami podróżować za granice, zwiastując ważną świętość biblijną. Kilka razy usługiwał w Wielkiej Brytanii, odwiedził też daleki wschód. Chociaż był słaby na ciele przez ostatnie kilka lat, jego duch był niezwyciężony. Jakież wspaniałe musiało być jego powitanie w domu, kiedy w roku 1923 odszedł, by być na zawsze w obecności Tego, Którego znał i Któremu ustawicznie służył na ziemi!

źródło: http://www.oblubienica.eu