Świeżo nawrócony młodzieniec w wieku siedemnastu lat, wraz z kilkoma przyjaciółmi z trudem szedł ciemną i ustronną drogą w Walii, na spotkanie ze swym pastorem, aby studiować Słowo Boże. Nagle sześciu wyrostków uzbrojonych w kije wyskoczyło z ukrycia i zaatakowało ich. Christmas Evans został ugodzony w głowę w tak brutalny sposób, że stracił wzrok w jednym oku. Prawdopodobnie jego byli przyjaciele, rozzłoszczeni z powodu całkowitego porzucenia przez niego poprzedniego życia, pełnego grzechu i pijaństwa, postanowili dać mu nauczkę, której nigdy nie zapomni. Później miał być znany jako jednooki kaznodzieja.
Wcześniejsze życie Christmasa Evansa nie rokowało żadnych szans na to, że w przyszłości będzie kaznodzieją ewangelii. Chłopiec urodził się w domu biednego szewca Samuela Evans i jego żony Joanny w dniu Bożego Narodzenia w 1766 roku w Cardiganshire w Walii. Gdy dziecko miało osiem lat, ojciec zmarł, pozostawiając rodzinę w skrajnym ubóstwie. Wujek zaoferował, że zajmie się swoim małym siostrzeńcem. W późniejszych latach Christmas powiedział, że "na całym pełnym zła świecie trudno byłoby znaleźć człowieka tak pozbawionego skrupułów, jak James Lewis". W czasie tych sześciu nieszczęśliwych lat spędzonych ze swoim stale pijanym i okrutnym wujem, chłopcu nie dano możliwości nauki. W wieku siedemnastu lat nie umiał przeczytać ani słowa.
W okresie dorastania jego życie wiele razy zostało uchronione w cudowny sposób. Będąc starszym człowiekiem, tak wspominał religijne doświadczenia swej młodości:
"Od dziewiątego roku życia w szczególny sposób odczuwałem strach przed śmiercią w bezbożnym stanie i ta obawa nie opuszczała mnie tak długo, aż zdecydowałem się zwrócić do Chrystusa. Wszystkiemu temu towarzyszyła znikoma wiedza na temat mojego Odkupiciela; teraz, mając siedemdziesiąt lat, nie mogę zaprzeczyć, że ten niepokój był początkiem dnia łaski dla mojego ducha, choć wszystko to było pomieszane z ciemnością i niewiedzą. Podczas przebudzenia, które miało miejsce w kościele będącym pod opieką Dawida Davies'a, wielu młodych ludzi zjednoczyło się z tymi ludźmi, a ja byłem jednym z nich.
Jednym z pierwszych owoców tego przebudzenia było pragnienie wiedzy religijnej, które nas ogarnęło. W tym czasie zaledwie jedna osoba na dziesięć w naszej okolicy umiała czytać i to w ojczystym języku. Kupiliśmy Biblie i świece i zaczęliśmy spotykać się wieczorami w stodole w Penyralltfawr; tym sposobem po upływie miesiąca byłem w stanie czytać Biblię w swoim języku. Byłem niezmiernie uradowany tak ogromną wiedzą.
To jednak mnie nie zadowoliło; napożyczałem książek i uczyłem się po trochę angielskiego. Pan Davies, mój pastor, zrozumiał, że pragnąłem wiedzy i wziął mnie do swojej szkoły, w której przebywałem przez sześć miesięcy. Przerobiłem gramatykę łacińską, jednak okoliczności zmusiły mnie do opuszczenia szkoły”.
Tej nocy po stracie wzroku miał szczególny sen. Wydawało mu się, że widzi świat w płomieniach, oraz jego mieszkańców zebranych na sądzie ostatecznym. Z jego ust wydobył się okrzyk "Jezu, ratuj!", a Syn Boży zwrócił się do niego, mówiąc: "Miałeś zamiar głosić Ewangelię, lecz teraz jest już za późno, gdyż nadszedł Dzień Sądu". Ta wizja tak bardzo go poruszyła, że młody człowiek postanowił zostać kaznodzieją.
Wiejskie spotkania były w Walii bardzo popularne, więc Christmas w swym gorącym pragnieniu zwiastowania poselstwa zbawienia, które dotknęło jego grzesznego serca, pożyczył od pastora książkę i nauczył się na pamięć jednego z zawartych w niej kazań. Nauczył się również modlitwy. Zarówno jego kazanie, jak i modlitwa w prywatnym domu zapowiadały mu dobrą reputację kaznodziei, lecz później okazało się, że nie były to jego własne słowa.
Zbór, do którego uczęszczał Christmas, należał do Kościoła Prezbiteriańskiego, choć był zjednoczony z Unitarianami. Jednak w tym młodym człowieku, który miał teraz dwadzieścia trzy lata, wzrastało pragnienie podobania się Bogu i bardziej pociągało go ewangeliczne przesłanie Baptystów.
Powołanie do służby Ewangelii było „jak ogień płonący" zamknięty w jego "kościach", lecz skoro zapamiętane przez niego kazanie okazało się nieskuteczne, następnym razem wybrał tekst na chybił trafił i nie przygotował się do kazania. Jeśli poprzednie było złe, to jest jeszcze gorsze", myślał o rezultacie. „Więc pomyślałem, że Bóg nie będzie chciał mieć nic wspólnego z takim kaznodzieją".
Bóg jednak poprzez te upokarzające doświadczenia przygotowywał swego sługę, aby w przyszłości mógł być dla niego użytecznym. Mówiąc o tym najtrudniejszym okresie, Christmas napisał:
„Byłem wypełniony najgorszym wyobrażeniem na temat samego siebie. Wkrótce miałem usługiwać w towarzystwie innych kaznodziejów, których uważałem za lepszych i bliższych Boga, niż ja sam; nie zauważyłem, żeby moje kazania kogoś poruszały, nie widziałem, aby przynosiły jakikolwiek skutek... przez długi czas podróżowałem w takim stanie, myśląc, że każdy kaznodzieja jest prawdziwym kaznodzieją, tylko nie ja, nie ufałem swojemu zrozumienie Pisma Świętego. Teraz widzę w tym wszystkim Bożą dobroć, gdyż w ten sposób uchroniłem się od wzbicia w pychę, co przydarzyło się wielu młodym ludziom i było powodem ich upadku".
Jego zwierzchnicy zauważyli jego zdolności i po ordynowaniu go, zaoferowali mu objęcie duszpasterstwa zboru w Lleyn, małej wiosce nad Zatoką Caernarvon – najbardziej zniechęcającym dla Baptystów miejscu w Walii. Tutaj czekał na Boga, na głębsze życie Chrześcijańskie, aż Duch Święty zstąpił na niego z mocą. Rezultatem tego było zaufanie do modlitwy, troska o sprawy Boże i nowe objawienie planu zbawienia. W swej skromności wydawał się zupełnie nieświadomy efektów swojej służby wśród parafian.
"Nie mogłem uwierzyć świadectwom ludzi, którzy przyszli do Kościoła z zamiarem zostania jego członkami, że nawrócili się pod upływem mojej służby; byłem zmuszony temu uwierzyć, choć wydawało mi się to niewiarygodnym. Wzbudziło to we mnie wdzięczność dla Boga i zwiększyło moje zaufanie do modlitwy. Zstąpił na mnie rozkoszny powiew, jakby ze wzgórz Nowego Jeruzalem i odczuwałem trzy wspaniałe cechy Królestwa Niebieskiego: 'sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym'".
Cała okolica, dotychczas martwa i nieczuła na wszystko co duchowe, została w cudowny sposób przebudzona.
Na początku swojej dwuletniej służby w Lleyn Christmas poślubił bogobojną młodą niewiastę, Catherine Jones. Miała ona bardzo realne poczucie swojej akceptacji w Chrystusie oraz zdolność właściwego zrozumienia charakteru i rzeczywistości. Trudności i niedostatek nigdy jej nie zniechęcały, a ze swego ubóstwa hojnie udzielała potrzebującym. Catherine towarzyszyła swemu mężowi w pięciu trudnych podróżach przez Walię.
Christmas Evans często usługiwał po pięć razy w ciągu jednej soboty, przemierzając odległość dwudziestu mil, aby dotrzeć na umówione spotkania. Zanim opuścił Lleyn, odwiedził Południową Walię, gdzie ugruntował swoją reputację najwybitniejszego kaznodziei w księstwie; od tego czasu był najbardziej poszukiwanym kaznodzieją. Wydarzyło się to na corocznej konferencji Stowarzyszenia, kiedy wszyscy nonkonformiści spotykali się w interesach, a na nabożeństwa dla mieszkańców tamtej okolicy czasami przychodziło po 15 tysięcy ludzi.
W Felinfoel mieli usługiwać dwaj znani kaznodzieje, jednak spóźniali się. Ktoś zaproponował: "Może poprosimy jednookiego młodzieńca z Północy? Słyszałem, że bardzo dobrze przemawia", więc Evans, "wysoki, kościsty, mizernie wyglądający młody człowiek, niezgrabny i źle ubrany", zgodził się. Kiedy zajął swoje miejsce za kazalnicą, wielu ludzi sądząc po jego wyglądzie myślało, że popełniono błąd. Postanowili odpocząć w cieniu pobliskich żywopłotów, lub zająć się przyniesionymi z sobą przekąskami, aż zjawią się obiecani mówcy.
Według słów autora jego biografii, Evans wybrał tekst: "I was, którzy niegdyś byliście mu obcymi i wrogo usposobionymi, a uczynki wasze złe były, teraz pojednał w jego ziemskim ciele, aby was stawić przed swoim obliczem jako świętych i niepokalanych". Starsi ludzie opisywali później, w jaki sposób jego pierwsze, sztywne i niezgrabne ruchy wydawały się potwierdzać ich obawy; jednak w tych pierwszych chwilach organy dopiero się stroiły, a wkrótce potem zaczęły grać. Evans okazał się mistrzem instrumentu mowy.
Słuchacze zaczęli gromadzić się wokół niego coraz bliżej i bliżej. Powstali i wyszli spoza żywopłotów. Tłum stawał się coraz bardziej skupiony na słuchaniu; kazanie zostało ożywione dramatycznym przedstawieniem. Tłum obecnych kaznodziejów wyznał, że byli zdumieni świetnością języka i obrazowością, wypływającą z ust tego nieznanego młodego proroka.
Niebawem, pod przerażającą dawką słów, tłumy ludzi zerwały się na nogi; a w przerwach – jeśli potok słów został na chwilę przerwany – słyszano pytania: 'Kto to jest? Kogóż my tu mamy?' Ludzie zaczęli wołać, 'Gogoniant!' (Chwała!) 'Bendigedig!' (Błogosławiony!). Podniecenie tłumów sięgnęło zenitu, kiedy pośród płaczu i radości wielkiego tłumu, kaznodzieja zakończył przemowę.
Christmas Evans powrócił do Lleyn pełen radości, lecz odczuwał, że Opatrzność wskazywała mu pracę gdzieś indziej. Zauważył:
"Muszę teraz nawiązać do mojego wyjazdu z Caernavonshire. Myślałem, że widziałem oznaki Boskiej dezaprobaty dla postępowania zgromadzonych tam Baptystów. Trzy rzeczy złożyły się na naszą porażkę: brak praktycznej pobożności wśród niektórych z obecnych tam kaznodziejów; brak pokornego i ewangelicznego podejścia wśród duchownych oraz wszechobecność zgorzkniałego, potępiającego usposobienia, wypalającego wszystko, jak upalny żar lata, aż nie widać żadnego zielonego listka; i w końcu szereg wad charakteru, zarówno serca jak i umysłu, wśród wielu wiodących członków kościoła".
Kiedy poproszono go, aby został zwierzchnikiem Kościołów Baptystycznych na wyspie Anglesey, obiecując pensję w wysokości siedemnastu funtów rocznie, zgodził się. Razem ze swą młodą żoną pojechał konno do nowego miejsca zamieszkania. Osiedlili się w Llangefni, gdzie ich jedynym schronieniem była rozpadająca się wiejska chata. Do chaty przylegała stajnia. Sufit był tak nisko, że Christmas musiał uważać, kiedy stał. Meble były bardzo ubogie. Jednak w tym skromnym miejscu powstały jedne z najwspanialszych i najbardziej elokwentnych kazań.
Ubóstwo tak bardzo dawało im się we znaki, że Evans musiał drukować małe ulotki i rozprowadzać je, chodząc od drzwi do drzwi.