Chorobę, zwłaszcza przewlekłą, trwającą latami, możemy porównać do jednego z najtrudniejszych egzaminów życiowych. Na największą próbę zostaje wystawiona nasza cierpliwość. Jakże trudno pogodzić się z tym, że wokół nas są ludzie zdrowi i zadowoleni.
Lecz czy naprawdę każdy zdrowy człowiek jest zadowolony i szczęśliwy? Wiemy, że tak nie jest. O dobrym samopoczuciu psychicznym decyduje nie tylko stan zdrowia. Decydujący jest nasz stosunek, postawa wobec Boga oraz miejsce Pana w naszym życiu.
Jakże głęboka prawda kryje się w słowach wielkiego filozofa i ojca Kościoła Augustyna: "Stworzyłeś nas, Boże, dla Siebie i niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Tobie". Oby te krótkie myśli oparte na Słowie Bożym wniosły promyk światła nawet do najbardziej smutnych i osamotnionych dusz i serc!
Może ktoś przyniósł Ci dzisiaj bukiet kwiatów i postawił na stoliku koło łóżka. Te kwiaty są pozdrowieniem z tych miejsc, dokąd sami, jako chorzy, pójść nie możemy.
Nasz Zbawiciel kochał kwiaty i zachwycał się ich pięknem. Wskazywał również na ptaki, które powinniśmy naśladować w ich beztrosce.
Nasze życie byłoby o wiele pogodniejsze, gdybyśmy się nie zamartwiali. Sama troska i tak nam nie pomoże. Nie pomoże i na łożu choroby!
Z jaką trzeźwością patrzył Pan Jezus na nasze życie! On wie, że słońce nie zawsze nam świeci, a każdy dzień przynosi zmartwienia. Pan nakazuje abyśmy nie upadali na duchu pod ciężarem spraw, jakie nas czekają jutro. Postawa lęku i troski podcina nasze siły duchowe i fizyczne.
Prośmy raczej w modlitwie o siłę, abyśmy się mogli cieszyć najmniejszym promykiem radości, jaki nam przyniesie dzień dzisiejszy.
Czy miłe odwiedziny, szczere, współczujące słowo i ręka gotowa do pomocy nie są dowodem, że Bóg jednak pamięta i troszczy się o nas dotkniętych chorobą?
Czy twarz, na której stale wyryte jest znamię troski, goryczy i żalu, nie jest typowym znakiem naszej małej wiary?
Prośmy wspólnie o ducha ufnej dziecięcej wdzięczności, którą może darować Pan i Zbawiciel i dzisiaj przez Swego Ducha Św.
Tak mówi Pan i Bóg nasz:
Powyższe Słowo zapewnia nas, że Bóg zna każde spośród niezliczonych imion na świecie. Zna więc i Twoje!
Co więcej, znał nasze imiona już wtedy, gdyśmy jeszcze nic nie wiedzieli o Nim.
Bóg nie tylko zna nasze imiona, On chce kierować naszym życiem. Nawet gdy jesteśmy złożem chorobą, pamięta o nas, choć tak często myślimy, że nas opuścił i zapomniał o nas.
Jest jedna droga, wskazuje nam ją powyższe Słowo naszego Pana. Droga, na której w modlitwie możemy się spotkać z Nim, by wyznać z całego serca wszystko, co nas trapi i obciąża, by chwalić i dziękować na przekór wszystkim przeciwnościom.
Na tej drodze przeżyjemy pokój i bezpieczeństwo w poczuciu miłości Bożej.
Krótka to prośba, raczej westchnienie. Przypominajmy sobie te słowa, kiedy czujemy się bardzo źle.
Wiem, że są takie chwile, gdy czujemy się tak słabi, że nie potrafimy się nawet skupić do modlitwy, pozostaje wówczas tylko westchnienie. Takie westchnienie płynące z serca wystarczy, aby nawiązać kontakt ze źródłem pomocy, która "przychodzi z góry" (Ps. 121). Zwracamy się wtedy w naszej bezsilności do Tego, którego siła okazuje się w naszej słabości.
Słyszałam o pewnym człowieku, który utracił w wypadku obie ręce i wzrok. Człowiek ten usłyszał o Jezusie Chrystusie i zrozumiał, że tylko On może nadać sens jego życiu. Pragnął czytać Jego Słowa, ale jak? Odwiedzający go przyjaciel ujrzał niezapomniany obraz. Oto wokół łóżka były ułożone drewniane tabliczki ze słowami Nowego Testamentu w piśmie Braille'a, a chory klęcząc z głową nisko pochyloną, wargami wyczuwał te znaki. Z tego Słowa czerpał odwagę, nadzieję i siłę do swego, jakże trudnego, życia. Stał się wzorem człowieka, któremu Bóg był mocą w słabości.
I Wy, drogi Bracie i Siostro, spróbujcie nawiązać kontakt z Panem, który dla nas stał się słabym, abyśmy przez Niego stali się mocnymi.
Pamiętajmy, że wśród cierpienia, niedoli i czekania na zmianę należymy do wielkiej rodziny udręczonych. Co prawda świadomość ta nie zmienia naszej sytuacji, ale uczy nas myśleć o tym, że nie tylko my jesteśmy szczególnie źle potraktowani.
Słusznie ktoś powiedział: "Pomyśl o tych, którym jest gorzej niż tobie".
W chorobie i utrapieniu Bóg wystawia na próbę wytrzymałość naszej wiary, jak człowiek bada wytrzymałość liny, materiału. Popatrzmy na nasze chorobę z tej perspektywy.
Bóg i ty! Nawet w zewnętrznym osamotnieniu nie jesteśmy zdani na siebie, w tym kryje się bogactwo żywej wiary, która pozwala przeżywać prawdę Słowa o Mojżeszu, który znalazł się w wyjątkowo trudnym położeniu. Czytamy o nim: "Przez wiarę (...) trzymał się Tego, który jest niewidzialny, jak gdyby Go widział (Hebr. 11,27).
W latach ostatniej wojny tysiące ludzi tęskniło za tym, aby się spokojnie położyć i zasnąć w poczuciu bezpieczeństwa.
Musimy przyznać, że zbyt rzadko dziękujemy Bogu za wolność i pokój, za bezpieczne noce.
Wielu złożonych chorobą przeżywa bezsenne noce. Trudno to znieść.
Pewien wierzący lekarz-neurolog w broszurze przeznaczonej dla pacjentów tak pisze: "Kiedy się w nocy obudzisz i nie możesz zasnąć, wykorzystaj tę ciszę do zastanowienia się nad Słowem Bożym, które poprzedniego wieczoru czytałeś. Przede wszystkim dziękuj Bogu za Jego dobrodziejstwa stosownie do Psalmu 92,2-3.
Nie zapomnij nawet w trudnej chwili chwalić Boga jak Paweł i Sylas (Dz. Ap. 16,25). Pomyśl również o swoich najbliższych i składaj ich sprawy w ręce Pańskie. Jeżeli nasze bezsenne godziny spędzimy w ten sposób, nie będą dla nas straconym czasem. Znajdziemy bowiem spokój wewnętrzny. Gdy bezsenne godziny przeżyjemy jakby w ramionach Ojca, wówczas powitamy budzący się dzień z nowym zasobem sił do podjęcia trudów i doświadczeń związanych z chorobą i cierpieniem. A wieczorem przed nadejściem nocy, która nieraz napełnia Cię lękiem, złóż wszystkie troski, niepokoje i poczucie własnej winy w ręce Boże. Proś Pana, aby Ci pomógł pojednać się z tymi, którzy sprawili Tobie przykrość".
Powyższe słowa to tylko garść myśli płynących z długoletniego doświadczenia lekarza.
Może właśnie te myśli staną się dla nas błogosławieństwem.
Jakże często w czasie choroby wątpimy w pomoc i łaskę Boga. Może i Ty, Drogi Przyjacielu, przeżywasz takie chwile zwątpienia i uważasz, że łaska Pańska jest ograniczona, a twoje siły zupełnie wyczerpane?
Oto chłopczyk przychodzi z lekcji religii i z dumę pokazuje ojcu rysunek. Przez środek rysunku przeprowadzona jest pozioma kreska, nad nią wyrysowana dziecięcą dłonią postać z nienaturalnie długimi rękami, a niżej małe kreseczki.
Synku pyta oj cię cóż to ma znaczyć? Tam nad kreską to Pan Jezus, a na dole to my, ludzie odpowiedział chłopczyk.
Ale dlaczego Pan Jezus ma takie długie ręce? To wygląda nieładnie, a nawet śmiesznie ciągnął ojciec.
Na to pytanie pierwszoklasista poważnie odpowiedział:
Tatusiu, tak musi być, bo jak by Pan Jezus mógł kierować naszym życiem, gdyby nie miał takich długich rąk.
Po tych słowach ojciec zamyślił się. Zrozumiał, że dziecko zilustrowało na swój sposób pewną prawdę. Zrozumiał, że Bóg przez Jezusa Chrystusa chce "dotknąć" i jego życia, w którym ogień wiary zaczął przygasać i słabnąć.
NASZ BÓG jest Bogiem "ukrytym". Jak może być inaczej? Nie bylibyśmy w stanie znieść Jego bezpośredniej bliskości. A jednak Ten, którego nie możemy oglądać okiem cielesnym, zachęca nas, abyśmy Go szukali całym sercem. Wszyscy ludzie są wezwani do szukania Boga w Jego Słowie, ale jakże mało jest serc, które idą za tym wezwaniem.
Okres choroby stwarza szczególną szansę. Daje ją cisza i wyłączenie z codziennych zajęć. Gdy poważnie potraktujemy rzeczywistość Tego, który mówi: "Oto Jam jest z wami po wszystkie dni", przekonamy się o łasce i mocy Zbawiciela. Przypominam sobie rozmowę zanotowaną w dzienniku pewnej stacji misyjnej. Gdy ktoś zapytał misjonarza, skąd tak dobrze zna Boga, ten odpowiedział, że Bóg stał się widzialnym przez Jezusa Chrystusa. Tak, ale czy widziałeś Jezusa? pytano dalej. Teraz już misjonarz chciał zaprzeczyć, ale jeden z obecnych rzekł: Ja rozumiem Twoje serce widziało Boga. Piękny wykład. Nasza wiedza o Bogu pochodzi z naszego wewnętrznego życia, oświeconego przez Ducha Świętego. Wtedy już nie szukamy, ale jesteśmy szczęśliwi z posiadania wiary, która łączy nas z żywym Bogiem.
Boże, który znasz nasze serce, oczyść nas, abyśmy znaleźli upodobanie w Twoich oczach" tymi słowami modliła się autorka pieśni "Za rękę weź mnie, Panie" gdy poznała Bożą diagnozę odnośnie do swego życia. Zrozumiała, że często błądziła.
Kiedy Bóg mówi do nas przez swoje Słowo, dzieje się coś dziwnego. Patrzymy w szczególny sposób na nasze życie i widzimy je w innej rzeczywistości. Uznajemy, że wiele spraw, myśli i słów, które znalazły się w naszym życiu, musi z tego życia zniknąć, że jesteśmy na złej drodze.
W pewnym mieszkaniu znajduje się obraz Pana Jezusa o wymownym spojrzeniu. Syn tej rodziny po wiedział przyjacielowi: "Wiesz, to dziwne, gdy uczynię coś złego, wtedy wydaje mi się jakby oczy Jezusa mówiły Nie czyń tego więcej!. Czyż to nie wspaniałe, że możemy być pewni, iż wzrok Boży skierowany jest i na nas, gdy znajdujemy się na łożu choroby.
Job, o którym czytamy na kartach Starego Testamentu, był człowiekiem, na którego spadły wielkie cierpienia duchowe i cielesne. Tak bardzo cierpiał, że w rozpaczy zawołał: "Dlaczego raczej nie umarłem na łonie matki mojej?!.
Wówczas przyszedł jego przyjaciel, pragnąc nakłonić Joba, aby spojrzał na swoją nędzę innymi oczami. Porównał cierpienia duszy z cierpieniami ciała zadanymi przez lekarza.
Boleści po operacji nie są takie, jak przed operacją, są to boleści uzdrawiające. Jeśli Bóg rani, to nie jest ten cios bezsensowny, ale zabieg służący ku dobremu.
Obyśmy zawsze pamiętali, że poza ciężkim doświadczeniem istnieje uzdrawiająca moc i miłość Boża.
Gdy Job przetrwał czas próby, wówczas wyznał: "Tylko ze słyszenia wiedziałem o Tobie, lecz teraz moje oko ujrzało Cię" Job. 42,5.
Po trzydziestu ośmiu latach beznadziejnej choroby, człowiek został przywrócony do zdrowia. Potem spotkał go Jezus pełnego wdzięczności i uwielbienia. Czy my po powrocie do zdrowia wielbimy i chwalimy Boga? Jezus Chrystus wielu przywrócił do zdrowia. W wielu wypadkach okazały się dowody Jego mocy, gdy oczy, uszy, nogi i ręce mogły znów wykonywać swoją służbę. Darowane zdrowie nie poszerzyło ram ich życia, ale mogli się przekonać, że ponad ludzką bezsilnością jest moc Boża.
Powinniśmy jednak uświadomić sobie, że jest jeszcze gorsza niemoc, niż choroby cielesne. Jest nią grzech. Na tę niemoc, która pustoszy nasze życie duchowe i niszczy często fizyczne, nie znajdziemy lekarstwa nawet u najlepszego lekarza specjalisty.
W tym wypadku może pomóc tylko nasz Pan i Zbawiciel Jezus Chrystus. Tym uzdrawiającym procesem chce Pan i ciebie ogarnąć. On i dzisiaj jest blisko i mówi: Choć wasze grzechy będą jak szkarłat, jak śnieg zbieleją, choć będą czerwone jak purpura, staną się białe jak wełna" Izaj. 1,18.
JAKŻE często w czasie wojny spotykaliśmy ludzi, którzy utracili dom, stanowisko, rodzinę, zdrowie. Przytoczone słowa ap. Pawła wskazuję jednak na trzy wartości, które trwają, są nieprzemijające, których nas nikt nie pozbawi, a są nimi WIARA, NADZIEJA i MIŁOŚĆ.
Już nieraz wspominaliśmy w Pozdrowieniach o miłości Bożej, o pocieszającej łasce Ducha Świętego. Kto w tę miłość wierzy, ten jej doznaje. A kto wierzy, ma nadzieję opartą na obietnicy i osobie Jezusa Chrystusa. Taka nadzieja nie zawodzi. Nadzieja i ufność zakotwiczone w żywym Bogu doprowadzą nas do celu.
Nasza nadzieja upewnia nas, że gdy przejdziemy z doczesności do wieczności, będziemy nadal przedmiotem miłości Bożej, która nigdy nie ustaje.
POWYŻSZE słowa wskazują nam na istotę i błogosławieństwo Komunii Św., w czasie której w szczególny sposób zbliża się do nas nasz Pan i Zbawiciel. Pomyślmy, kiedy ostatni raz przeżywaliśmy tę błogosławioną chwilę społeczności z Bogiem? Obyśmy zrozumieli, jak bardzo błądzimy, gdy odwlekamy z przyjęciem tego wielkiego daru miłości Bożej. Wszak przystąpienie do Komunii Św. w czasie choroby nie jest zwiastunem końca naszego ziemskiego życia, ale posileniem duchowym, które tak bardzo jest nam potrzebne. Komunia ma być dla nas szczytowym przeżyciem, w którym na nowo możemy się przekonać o bliskości naszego Zbawiciela. On chce ci przebaczyć winy, gdy w szczerym wyznaniu złożysz je u Jego stóp. Pragnie pogłębić społeczność z tobą i obdarzyć swoją mocą.
Szczęśliwy ten, kto idzie za wezwaniem Pana, który mówi do nas: "Pójdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie.
DWA SŁOWA są w tym tekście przeciwstawne: "teraz" i wówczas". Mówią o chwili obecnej i przyszłości.
Ludzie, którzy nie wierzą w Jezusa Chrystusa, znają tylko dzień dzisiejszy. A ten trwa tylko do chwili, gdy serce uderzy po raz ostatni. Chrześcijanie wiedzą, że czas teraźniejszy ma swój ciąg dalszy.
Symfonia pożegnalna Haydna jest szczególnym, wprost symbolicznym utworem muzycznym. Rozpoczyna się pełnym brzmieniem orkiestry, lecz w czasie gry milknie jeden instrument po drugim, a wykonawcy opuszczają kolejno podium. Pozostają tylko dwaj skrzypkowie, którzy kończą grę. I my jesteśmy świadkami, jak nasi bliscy jeden po drugim odchodzą z areny życia. Gdybyśmy nie mieli pewności życia przyszłego, nasze istnienie byłoby tragiczne, pełne bojaźni. Ale dzięki Bogu. Istnieje rzeczywistość, której gwarancją jest nasz Zbawiciel Jezus Chrystus. Pytania życia zostaną wówczas wyjaśnione, a cząstka naszego poznania odsłonięta. Tego zaś, w którego wierzymy, ujrzymy twarzą w twarz. Sens i czas naszej choroby i słabości zrozumiemy jako błogosławieństwo Boga.
Dlatego miejmy nadzieję i nie rozpaczajmy.
W SŁOWIE BOŻYM jest wiele obrazów, które w szczególny sposób przedstawiają działanie Boga w naszym życiu. Miłość Boga porównana jest do miłości matki do dziecka i do opiekuńczej troskliwości ojca. Powyższe zaś Słowo maluje pełen miłości i zrozumienia gest "ręki" Bożej ocierającej nasze łzy. Łzy są czymś naturalnym. Bywają jednak różne. Mogą być łzy radości, wzruszenia, bólu, a czasem rozgoryczenia, gniewu. Najczęściej zwilża nasze oczy cierpienie. Szczególnie w dniach choroby. Niekiedy nie są to łzy litości nad sobą, ale stanowią one odpowiedź na doznany ucisk i wtedy przynoszą ulgę. Gdy Bóg ociera nasze łzy przez Swoje Słowo, wtedy ogarnia nas niczym nie zmącony pokój i cicha radość.
Bliska osoba opowiedziała mi o swych ostatnich przeżyciach. Jak wielu i ona niespodziewanie znalazła się w szpitalu. Pierwsze chwile były dla niej szczególnie ciężkie. Przed nią, jak przed każdym pacjentem, wielka niewiadoma. Jakie będą badania? Jakie leczenie? Jacy lekarze, pielęgniarki i współpacjenci?
Stan niepewności, lęku i oczekiwania. I oto mogła przeżyć cudowną rzeczywistość spełnionej obietnicy naszego Pana, który przez usta proroka Izajasza powiedział: Nie bój się, bom Ja z tobą" (41,10).
Od pierwszej chwili, gdy znalazła się w sali szpitalnej, połączyła się w modlitwie z tym, który i dzisiaj jest żywym i działającym Zbawicielem. On też darował jej wiele życzliwych serc, które jak ona szukały w swym lęku oparcia i pomocy.
Bóg dał możliwość czerpania pociechy i światła ze swego słowa, które ucisza wzburzone niepokojem myśli i serca. Jakże inaczej w obliczu naszej choroby, naszego pobytu w szpitalu patrzymy na życie i jego wartości! Tam następuje przemyślenie i przewartościowanie wielu spraw. Rodzą się wówczas smutne i pesymistyczne pytania. Jak dobrze, gdy właśnie wtedy otwieramy serca na działanie Ducha Świętego przez Słowo Boże.
Najczęściej dręczy nas myśl, że okres naszej choroby, pobytu z dala od najbliższych, z dala od pracy, która jest nam może bardzo droga, jest czasem straconym! Nie! Nie musi i nie może tak być. Oto, co mówił do swoich najbliższych pewien człowiek złożony chorobą od lat: "Ból i choroba podobne są do czcionek zecera. Gdy patrzymy na skład czcionkowy, nic nie rozumiemy, gdyż czytamy je z odwrotnej strony. Tak się dzieje i w naszym życiu. W danej chwili nie umiemy odczytać sensu choroby czy cierpienia, ale w wieczności, gdy Bóg zdejmie pieczęć tajemnicy z naszego życia, będziemy mieli bogaty materiał do czytania".
Gdy przygniata nas wewnętrzny ciężar, gdy targa nami lęk i niepewność, Ten, który widzi nas, chce nam pomóc i czeka na naszą modlitwę.
Król Dawid pozostawił na kartach Starego Testamentu wiele modlitw-psalmów. Znajdujemy w nich odbicie naszych własnych przeżyć, doznań i myśli. Dziś również są ludzie, którzy w modlitwach przynoszą Bogu problemy dla nich bliskie. Autor Psalmu zachęca: "Powierz Panu drogę swoją. Uczyń tak, a modlitwa twa stanie się dla ciebie błogosławieństwem!
Modlitwa przed operacją:
Mój Ojcze i Panie! Wiem, że teraz chodzi o moje życie. Chcę być opanowany i spokojny, a jednak czuję wewnętrzne drżenie i niepokój. Teraz, gdy oczekuję dnia operacji, nasuwają mi się różne myśli. Widzę jasno, jak wiele zaniedbałem w moim życiu duchowym. Jak bardzo zawiniłem wobec Ciebie, Panie, i wobec mojego otoczenia. Jak mało liczyłem się z Tobą i Twoją wolą. Mam wiele planów, tak wiele chciałbym jeszcze dokonać i wiele naprawić. A jeśli operacja się nie uda? Panie, oddal ode mnie ten lęk! Proszę Cię. W ciemności bądź mi światłem, w niepewności ostoją, a w śmierci życiem!". W imieniu Jezusa Chrystusa, który jest moim Zbawicielem, oddaję się na życie czy śmierć w Twoje Ojcowskie ręce. Jestem gotów. Amen.