William Bramwell – 2

„Przeżyłem trzy tygodnie w agonii, lecz teraz widzę, że Pan działa. Ostatnio po każdym moim kazaniu widzę owoce mej pracy. Pan zbawia dusze”.

Podczas pobytu w Hull, przyjaciel zaoferował mu korzystanie z dużego salonu, którego okna wychodziły na Humber. W tym pokoju spędzał czas na modlitwie i wyciszeniu. Jego gospodarz tak opisał wizyty swojego gościa: „Miał zwyczaj częstego przebywania w tym miejscu i spędzał tu dwie, trzy, cztery, pięć a czasami sześć godzin na modlitwie i rozmyślaniu. Często wchodził do pokoju o dziewiątej rano i nie opuszczał go aż do trzeciej po południu. Przypuszczam, że dni, w których jego wizyty były najdłuższe, były ustalonymi dniami postu. W takich przypadkach odmawiał jakiegokolwiek posiłku i kiedy wchodził, zwykł był mówić: ‚Teraz nie zwracajcie na mnie uwagi’".

Bóg wykonał wspaniałą pracę poprzez Swego sługę także w Sunderland i możemy być zdumieni, kiedy czytamy następujące słowa:

„Jak to jest, że dusza ma tak wielką wartość, Bóg jest tak wspaniały, wieczność tak bliska, a my tak powoli posuwamy się naprzód? Może ktoś mi na to odpowie. Nigdy nie byłem tak bardzo poruszony Słowem Bożym jak obecnie. Prawda, głębia, obietnice, to wszystko dosłownie mnie pochłonęło. Zagubiłem się w podziwie i chwałę. Moja dusza odnajduje swe miejsce w Chrystusie w Jego błogosławionej Księdze. Jego własne słowa dotykają się mnie szybciej niż kiedykolwiek. Mógłbym czytać, płakać, kochać i cierpieć! Tak, mógłbym wszystko przecierpieć, aby przez to Go zobaczyć.

Usprawiedliwienie jest wspaniałe; oczyszczenie jest wspaniałe; lecz czymże jest usprawiedliwienie lub oczyszczenie w porównaniu z tym zagłębieniem się w Nim? Świat i głosy samego siebie odchodzą, a umysł nosi znamię Bożego obrazu. Mówisz, chodzisz i żyjesz, czyniąc wszystko w Nim i dla Niego, trwając w modlitwie i wszystko zwracając w stronę Chrystusa w każdym domu i w każdym towarzystwie”.

Jednak ten święty mąż Boży nie był wolny od palących konfliktów, których wszyscy doświadczamy.

„Widzę w zewnętrznym człowieku największą potrzebę czystości. Utrzymanie tego wymaga ciągłej modlitwy, czuwania i patrzenia na Chrystusa. Chodzi o to, aby dusza ani na chwilę nie odwróciła się od Niego; abym uwzględniał Go we wszystkich swoich działaniach, chwytał Go jak narzędzie, za pomocą którego wykonuję całą swoją pracę i odczuwał, że bez Niego nic się nie dzieje.

Szukanie człowieka, świata, siebie samego, lub własnej chwały jest dla mnie teraz tak niezrozumiałe, że zastanawiam się, czy jeśli mamy udział w którejś z tych rzeczy, nie jesteśmy wszyscy martwi. Zawsze wiem, kiedy zasmucam mego Pana; Duch mówi mi o tym z wewnątrz. Czynienie zła w świetle dnia jest wielkim grzechem. Moja dusza jest podatna na lenistwo i zapewniam was, że muszę się napracować, aby utrzymać całą prędkość’”.

Do innej osoby napisał z Sunderland:

„O jakże szatan będzie cię kusił, abyś w te chłodne poranki pozostał w łóżku, podczas gdy ty powinieneś zaangażować się w modlitwę i studiowanie Słowa każdego ranka o piątej lub wcześniej. Czyniąc tak, będziesz doświadczał wspaniałych rzeczy z Bogiem, ze Słowem, ze swoją duszą i swoją rodziną! Powstań, mój drogi bracie, wkrótce odejdziesz!”.

Oto rada, jaką Bramwell udzielił młodemu kaznodziei:

„Może tobie przeznaczone jest rozsiewać święty ogień, kiedy ja będę w Chwale? Jestem przekonany, że musimy dużo więcej się modlić o większe cele. Każdego dnia otrzymuję od Boga w tym względzie większą porcję dobra. Nigdy nie odczuwałem większej potrzeby nieustannej modlitwy”.

Przez cały czas kładzie nacisk na wczesne wstawanie. Naprawdę nie jest tajemnicą, dlaczego ten człowiek miał taką moc przed Bogiem i ludźmi.

„Czy wstajesz każdego ranka o czwartej? I aby móc tak czynić, czy udajesz się na spoczynek, skoro tylko zakończysz pracę i spożyjesz posiłek, czy też siadasz i gawędzisz z ludźmi? Oddaj się modlitwie i czytaniu. Powiadam ci, oddaj, oddaj się tym rzeczom. Czy nigdy nie spędzasz w towarzystwie więcej niż godzinę naraz? Kiedy jesteś w towarzystwie, czy wszystko co robisz, jest pożytkiem – czy kieruje cię to w stronę religii?”.

Autor jego biografii mówi: „Kilku z jego przyjaciół, z którymi mieszkał, świadczyło, że kiedy rankiem opuszczał swój pokój i schodził na śniadanie, jego włosy były zroszone potem, tak jakby wykonywał ciężką pracę fizyczną. Takie wysiłki miały swoje naturalne skutki i zmagający się Jakub stał się zwyciężającym Izraelem”.

Kiedy zbliżał się koniec jego ziemskiej służby, tempo jego życia modlitewnego i pracy znacznie się zwiększyło. Oto co pisze na temat swojego ostatniego zadania:

„Muszę ci powiedzieć, że teraz jestem bardziej oddany modlitwie niż kiedykolwiek. Czuję, że jestem na progu wieczności i jestem świadomy, że kiedy odejdę, nie będę mógł niczego zmienić. To daje mi wiele do myślenia, pracuję z całą siłą.

Wybacz mi, kiedy mówię, że moje życie jest teraz modlitwą. Ciągle odczuwam potrzebę modlitwy i mogę żyć tylko wtedy, gdy wypełniam ten obowiązek. Mam nadzieję, że choć nieobecny ciałem, dołączysz się do mnie. Jeszcze chwila i On przyjdzie. Ty i ja wkrótce odejdziemy”.

U schyłku swego życia, ten człowiek modlitwy wystąpił z bardzo trafnymi uwagami, które z równym powodzeniem mogą być zastosowane we współczesnym Kościele.

„Przyczyną, dla której większość Metodystów nie trwa w zbawieniu, jest zbyt wiele spania, zbyt wiele jedzenia i picia, zbyt mało postu i samozaparcia, zbyt wiele rozmów ze światem, zbyt wiele głoszenia i słuchania, a zbyt mało modlitwy i kontroli siebie samego.

Wielu Metodystów spędza teraz cały Sabat w miejscach publicznych i, gdyby nawet słuchali tam zwiastowania aniołów, i tak odeszliby od Boga. To zdumiewające, w jaki sposób diabeł nas oszukuje, w tym samym czasie napełniając na chwilę nasze umysły i opróżniając nasze serca.

Co mamy robić? W jaki sposób możemy powrócić? Czy możliwe jest sprowadzenie ciała z powrotem na tę samą drogę? Nie boję się. Czasami prawie tracę nadzieję. We wszystkich kościołach, aż do dnia dzisiejszego, szatan używał zewnętrznego blasku do zaciemnienia wewnętrznej chwały. Czy fest już za późno, aby zobaczyć, poznać i zrozumieć pokusy diabła?”.

William Bramwell zmarł w Leeds, w czasie gdy Konferencja Metodystyczna miała się ku końcowi. Podczas ostatniej nocy swego życia, powiedział do grupy przyjaciół: „Mam urażenie, że w ciągu dwóch lub trzech miesięcy jeden z nas odejdzie”. Po powrocie do swego pokoju słyszano, jak modlił się z wielką gorliwością. Potem znów o drugiej w nocy rozmawiał z Bogiem. Schodząc na dół pół godziny później, powiedział do służącej, która tam się znajdowała: „Chwała Panu! Bogu niech będzie chwała!”. Zanim wyszedł z domu, modlił się z nią, a wkrótce potem dwaj policjanci znaleźli go w pobliżu w bardzo ciężkim stanie. Posyłając jednego z nich po pomoc, wyszeptał: „Pośpiesz się, nie zostanę tutaj długo”. W taki sposób odszedł, aby być ze swoim cudownym Panem, z Którym miał społeczność przez tak wiele lat. Ten drogi mąż Boży nie miał jeszcze sześćdziesięciu lat, lecz jakże wielki spadek pozostawił potomnym od tego dnia aż do dzisiaj!

Tymi, którzy wywarli największy upływ na tę skażoną grzechem ziemię, byli mężowie i niewiasty modlitwy.

D.L. Moody

źródło: http://www.mariuszjurgablog.com