Robert Murray McCheyne – 3

Niezapomniane były jego czułe apele, wygłaszane w kazaniach. Nawet obnażając najgorsze grzechy, stosował element współczucia wypływający z faktu, że sam czuł się najgorszym z grzeszników, zbawionym jedynie przez miłosierdzie Boże. Kiedy pewien brat kaznodzieja powiedział mu, że poprzedniej niedzieli głosił na temat „bezbożni będą wtrąceni do piekła”, McCheyne szybko zapytał, „czy potrafiłeś to głosić z delikatnością”?

Jego miłosierne zainteresowanie i wierność w docieraniu do niezbawionych poza kazalnicą, zdziałały niemniej, niż jego kazania, dla zdobycia ludzi dla Chrystusa. „Jadąc, czy idąc, szukał okazji, by dać komuś potrzebny traktat... Jeżeli spędzał noc w nowym miejscu, starał się przynosić to miejsce w modlitwie przed Tron Miłosierdzia; jeżeli natomiast był przymuszany do odpoczynku po swoich zbyt napiętych zadaniach, jego rozrywki były zazwyczaj niczym innym, niż przechodzeniem z jednej rzeczy na chwałę Boga do drugiej. Jego piękna pieśń ‘jestem dłużnikiem’, została napisana w maju 1837, w godzinie odpoczynku”.

Oferty z bogatszych kościołów, niż św. Piotra, McCheyne odrzucał. „Mój Mistrz postawił mnie tutaj własnoręcznie i ja nigdy, bezpośrednio lub pośrednio nie będę szukał zmiany” – brzmiała jego odpowiedź. „Ten, który zapłacił Swój podatek monetą z pyszczka ryby, zaspokoi wszelkie moje potrzeby”. Odważył się mieć nadzieję, że w Dundee Bóg uczyni „pustynię kominów tak zieloną i piękną, jak ogród Pański”.

Zaczęły pojawiać się symptomy choroby serca. zmuszając tego aktywnego pracownika do chwilowego odpoczynku. Przyjął to jako miłosierdzie z ręki swojego niebiańskiego Ojca, jak wspomina w liście do przyjaciela:

„Mam nadzieję, że to cierpienie będzie dla mnie błogosławieństwem. Zawsze odczuwałem potrzebę ręki Bożej, która doświadcza. W wirze aktywności jest tak mało czasu na czuwanie i szukanie łaski dla sprzeciwiania się grzechowi w naszej służbie, iż zawsze uważam to za błogosławieństwo od mojego Zbawiciela, kiedy bierze mnie na bok od tłumu tak, jak tego ślepego człowieka wyprowadził poza miasto i usunął zasłonę z jego oczu, i kiedy On przez swoje Słowo i Ducha prowadzi mnie w głębszy pokój i świętość. Nie ma nic lepszego, niż zimne spojrzenie na ten świat, by zobaczyć pustkę chwały ludzkiej i grzeszność poszukiwania własnej, próżnej czci, by poznać wartość Chrystusa, który jest nazwany ‘kamieniem wypróbowanym’”.

W tym czasie poradzono mu, że byłoby niezmiernie pożyteczne dla sprawy Bożej, gdyby odwiedził Ziemię Świętą, by nauczył się, jak przekonywać Żydów do zastanowienia się nad twierdzeniami Chrystusa, że jest Mesjaszem. Przyjaciele lekarze doradzali mu, by zgodził się na tą propozycję, gdyż ta podróż pomoże mu odzyskać normalne zdrowie. Wraz z trzema starszymi kaznodziejami przyjął to wyzwanie. Miał nadzieję, że ta misja spowoduje w kościele w Szkocji rozwinięcie pracy misyjnej wśród Żydów i pogan.

William Burns, kaznodzieja o dwa lata młodszy niż McCheyne zgodził się zastąpić go w kościele św. Piotra. On również pracował i modlił się o przebudzenie i przez jego służbę ludzie przyjmowali zbawienie. Pisząc do Burnsa przed opuszczeniem Szkocji, McCheyne radził:

„Utrzymuj bliską społeczność z Bogiem. Staraj się być podobnym do Niego we wszystkim. Czytaj Biblię najpierw dla swojego własnego wzrostu duchowego, a potem dla twoich ludzi. Wyjaśniaj ją. To przez prawdę dusze mogą zostać uświęcone, a nie przez opowiadania na temat prawdy. Bądź łatwo dostępny, gotowy do nauczania, a Pan będzie uczył ciebie i błogosławił ci we wszystkim, co będziesz mówił i czynił. Nie będziesz miał wielu towarzyszy, dlatego tym więcej przebywaj z Bogiem”.

W tej długiej podróży zdrowie McCheyne’a było w różnym stanie i będąc chory, zastanawiał się, czy jeszcze kiedyś ujrzy Szkocję. Nie pozwolił jednak na to, by jego życie modlitwy na tym ucierpiało i nawet w chwilach największej słabości jego duch był zaangażowany w modlitwie o przebudzenie wśród jego kongregacji w Dundee.

„Wszystko, co mnie spotyka i każdy dzień, kiedy studiują Biblię, zachęca mnie do modlitwy, by Bóg rozpoczął i kontynuował głębokie, czyste, szeroko zakrojone i trwałe dzieło w Szkocji. Jeżeli to nie będzie głębokie i czyste, skończy się na zamieszaniu i zasmuceniu Ducha Świętego przez niestałość i brak konsekwencji; Chrystus nie otrzyma należnej chwały, a kraj będzie ogólnie zatwardziały i usta ludzi będą pełne wymówek. Jeżeli to nie będzie szeroko rozpowszechnione, to nasz Bóg nie otrzyma od tego pokolenia korony chwały. Jeżeli to nie będzie trwałe, będzie nieczyste i wszelkie nasze nadzieje zostaną okryte wstydem. Boję się szatana o wiele bardziej, niż kiedyś. Wiele się nauczyłem, będąc z Cummingiem w Strathbogie.

Jestem również coraz bardziej przekonany, że jeżeli mamy być narzędziami Bożymi do takiego dzieła, musimy być oczyszczeni od wszelakiej zmazy ciała i ducha. Wołajmy o osobistą świętość, stałą bliskość Boga przez krew Baranka! Wygrzewajmy się w jego promieniach, rzućmy się w objęcia Jego miłości, będąc napełnieni Jego Duchem; inaczej wszystkie nasze sukcesy w służbie będą tylko służyć nam do stałego zamieszania”.

Podczas jego nieobecności McCheyne napisał dziesięć listów pasterskich do swojej trzody i w każdym z nich przypominał, by byli świętymi, „błogosławiącymi i błogosławionymi”. W jednym z nich napisał:

„Ściany mojej komory mogą wydać świadectwo, jak często ciche godziny nocne były wypełniane błaganiami, kierowanymi do Pana za was. Mogę śmiało powiedzieć z Janem, że ‘nie ma dla mnie większej radości, niż kiedy widzę, że moje dzieci chodzą w prawdzie’; i chociaż wielu z was było w Chrystusie przede mną i byli gałązkami wszczepionymi w prawdziwy krzew winny, zanim ja zostałem wysłany do pracy w winnicy, jednak wierzcie mi, że dla mnie nie ma większej radości”.

Pewnego dnia, kiedy usilnie modlił się za nimi, Duch Boży zstąpił na serca członków kościoła św. Piotra. To przebudzenie zostało określone, jako „przerwanie tamy ujarzmionej rzeki; łzy spływały po ich policzkach, niektórzy upadali na ziemię z lamentem, płacząc i wołając o miłosierdzie. Od tego wieczoru przez wiele tygodni, codziennie odbywały się spotkania, a nadzwyczajna natura tego zjawiska usprawiedliwiała te nadzwyczajne nabożeństwa. Poruszyło się całe miasto. Wielu wierzących miało wątpliwości; bezbożni wpadali w furię, ale Słowo Boże potężnie się rozszerzało”.

Kiedy McCheyne powrócił do swojego kościoła, dowiedział się, że podczas jego nieobecności, w czasie usługi kogoś innego, setki ludzi zostały poruszone przez Ducha Świętego. Był on człowiekiem naprawdę bezinteresownym, który poświęcił tak wiele czasu na modlitwę o przebudzenie, by potem zobaczyć, że suwerenny Bóg dał komuś innemu przywilej oglądania odpowiedzi na jego modlitwy. Z radością oglądał, że ani jedno miejsce w kościele św. Piotra nie było puste i że „troska o dusze była bardziej powszechna w parafii, niż cokolwiek innego”.

W tym czasie miał miejsce interesujący przypadek, który obrazuje siłę wpływu, jaką miało życie McCheyne’a. Kiedy odwiedzał przyjaciół, do jego grupy dołączyły trzy jego młodsze kuzynki. Siostry postanowiły między sobą, że nie pozwolą, by „doskonałość”, jak go pogardliwie nazywały, miał cokolwiek do powiedzenia, gdyż nie chciały mieć nic wspólnego z religią. Jednak ten młody kaznodzieja, prawdziwy gentleman, przełamał ich uprzedzenia, gdyż jego twarz jaśniała obecnością Chrystusa. Kiedy McCheyne prowadził w domu swego gospodarza nabożeństwo domowe, nagle ta najbardziej obojętna niewiasta wybuchnęła niekontrolowanym płaczem, wyznając potrzebę zbawienia. Dwie pozostałe również zostały dotknięte, a rezultatem tego było, że w krótkim czasie wszystkie się nawróciły, by w latach następnych wywyższać moc Ewangelii.

W marcu 1843 McCheyne, nie będąc mocnego zdrowia, zaraził się tyfusem, który szalał w tym czasie. To, co było wielką pasją jego serca, uzewnętrzniało się nawet w gorączce. „Musicie się obudzić, kiedy macie jeszcze czas, albo obudzicie się w wiecznych mękach”!. To powiedział w kazaniu do swojej kongregacji. Potem, podnosząc ręce jakby w modlitwie, zawołał, „chodzi o tą parafię Panie, o tych ludzi, o to całe miejsce”! Za dziesięć dni zakończyła się chrześcijańska walka Roberta McCheyne’a i otrzymał koronę zwyciężcy.

Źródło: http://www.oblubienica.eu/czytelnia