Jesteś „chrześcijaninem”

Są dwa rodzaje chrześcijaństwa: ze znaczenia i z nazwy. Moim odbiorcą jesteś ty, z nazwy. Dlatego to słowo postawiłem w cudzysłowie. Nie można bowiem zgodzić się z „chrześcijaństwem”, które chrześcijaństwem nie jest – a powinno być. Ty nazywasz się „chrześcijaninem” tylko na tej podstawie, że należysz do jakiegoś kościoła i pielęgnujesz jego tradycje. Ba, może nawet pełnisz tam jakąś funkcję.

Odpowiednio jednak powinieneś nazywać się tak, jak twoje wyznanie i wtedy nie byłoby zastrzeżeń, np. katolik, ewangelik, metodysta, adwentysta, baptysta itp.

Nie mam tutaj najmniejszego zamiaru krytykowania kościołów czy tego rodzaju „chrześcijaństwa”. Ostatecznie są to bardzo pożyteczne organizacje! „Obłudnie, czy szczerze“ (Flp.1:18) głoszone jest tam Słowo Boże, rozwijana jest kultura i prowadzone są działania w dziedzinie socjalnej.

Można mieć trochę problemów, jeśli jeden z kościołów czyni się monopolistą „do nieba”, albo też jeśli te zacne instytucje konkurują ze sobą na wzór wielkiego biznesu.

Natomiast wielkim problemem jest, jeśli „chrześcijaństwo” (to z nazwy) hamuje, blokuje, a nawet prześladuje chrześcijaństwo (to ze znaczenia)! Nawet Jezus to napiętnował: „sami nie wchodzicie, ani nie pozwalacie wejść tym, którzy wchodzą“ (Mt.23:13). Co gorsza, ten ogólnoreligijny problem najprawdopodobniej odzwierciedla się w tobie samym: nie potrafisz stać się chrześcijaninem (bez cudzysłowu), bo jesteś „święcie” przekonany, że nim już i tak jesteś.

Dlatego – moim zdaniem – masz większy problem niż nawet ateista. Sentymenty bowiem górują nad faktami.

Chciałbym zwrócić twoją uwagę na prawdziwe, oryginalne znaczenie chrześcijaństwa. Nazwa ta została nadana w pierwszym tzw. judeo-pogańskim zborze w Antiochii (Dz.11:26). Chrześcijanami nazwano tych, którzy:

Cały Nowy Testament wyjaśnia to w detalach.

Jeśli więc coś takiego nie nastąpiło w twoim życiu, to nie masz prawa nazywać się chrześcijaninem. A co gorsza, nie jesteś zbawiony!

Spróbuj teraz chociaż na chwilę zapomnieć o twoich odziedziczonych powiązaniach i przynależnościach religijnych i (być może) patriotyzmie wyznaniowym, i stań bezpośrednio przed Bogiem. Przecież jedno z drugim nie musi kolidować.

Zaproś Jezusa do swego serca i udostępnij Mu pierwsze miejsce w twym życiu.

Na skutek tego otrzymasz od Niego to, co najważniejsze, życie wieczne. Poza tym, od teraz właściwie staniesz się prawdziwie wartościowym członkiem twojego kościoła.

Mam tylko nadzieję, że inni „chrześcijanie” nie będą cię hamować, blokować i prześladować...

Niech Bóg ciebie błogosławi!

Stanisław Malina