Przed laty, gdy miałem kilkanaście lat, wkrótce po moim nawróceniu, uczęszczałem na godziny biblijne w zborze prezbiteriańskim Chalmersa, w Toronto. Podczas jednego z zebrań, zdarzyło mi się słyszeć dyskusję grona mężczyzn nad osobą nowego pastora, który właśnie objął Zbór św. Marka przy ulicy Królewskiej. Mówili oni o licznych tłumach, jakie gromadził ten kaznodzieja i o jego działalności ewangelizacyjnej. Jak się dowiedziałem, pastorem tym był wielebny J.D. Morrow, sportowiec, który zebrał wiele odznaczeń jako biegacz.
Słowa te przykuły natychmiast moją uwagę. Odezwało się coś w moim młodym sercu i powiedziałem sobie, że nie mogę tracić czasu, lecz jak najrychlej muszę słyszeć sam kazanie tego pastora.
W niedzielę wieczorem znalazłem się w zborze św. Marka. Wnętrze zboru zapełniło się gwałtownie. Panowało wielkie podniecenie, odczuwało się je w całej panującej tu atmosferze. Wkrótce zbór zapełnił się do ostatnich granic. Pastor Morrow zjawił się i wtedy zobaczyłem, że miał długie włosy, opadające mu na ramiona. Na twarzy miał uśmiech; patrząc na niego, zdawałem sobie sprawę, że widzę człowieka, który może dokonać wielkich rzeczy dla chwały Bożej.
Śpiew brzmiał żywo i donośnie. Śpiewano stare hymny ewangelizacyjne. Pastor Morrow nadawał tempo i panował nad tym śpiewem. Nabożeństwo było jakieś rozjaśnione i jak najbardziej atrakcyjne. Serce moje było poruszone.
Lecz najbaczniejszą uwagę skupiłem na kazaniu. Pastor Morrow wybrał jako swój tekst Jeremiasza, rodział 8,20: „Przeminęło żniwo, skończyło się lato, a myśmy nie wybawieni." Po tych słowach błagalnym głosem wezwał zebranych, aby się zdecydowali pójść za Jezusem. Nigdy nie zapomnę tego wezwania i chociaż wiele, wiele lat minęło od tego momentu, wciąż mam go w pamięci. Serce moje było pełne bólu a oczy utkwiłem w przemawiającym. Głos pastora Morrow był czuły i zapraszający. Zgromadzeni siedzieli pogrążeni w ciszy i łowili z uwagą każde słowo.
Kaznodzieja powtarzał parokrotnie swój tekst: „Przeminęło żniwo, skończyło się lato, a myśmy nie zbawieni." Słowa te wytwarzały atmosferę, której nigdy nie zapomnę. Słuchałem tego męża tak wyjątkowego w swej powadze, męża, który czuł każde słowo, jakie wypowiadał. Mówił jak śmiertelnik do śmiertelników, wylewając swoją duszę przed nimi, prosząc, nalegając, błagając.
Nie wiedział zapewne pastor Morrow, że jego następca, osiemnastoletni wtedy młodzieniec, słuchał go tego wieczora. Każde słowo pastora poruszało mną do głębi, jak nigdy przedtem. Oto poznałem człowieka, za którym mogłem pójść i który mógł mię prowadzić tam, gdzie pragnąłem dojść i którego świadectwo było dla mnie natchnieniem. Wiele lat minęło od tego cudownego wieczora, a jednak wciąż słyszę błagalny głos kaznodziei, który już dawno osiągnął swoją nagrodę. Słyszę słowa — „Przeminęło żniwo, skończyło się lato, a myśmy nie wybawieni".
To było najpotężniejsze kazanie, drodzy przyjaciele, jakie kiedykolwiek słyszałem.
Jest pewien hymn, który słyszałem, gdy byłem całkiem młody. Śpiewano go w czasach Moody'ego na zebraniach ewangelizacyjnych, znajduje się też on w wielu śpiewnikach współczesnych. Zakończenie tego hymnu brzmi:
Ta pieśń ewangeliczna wciąż brzmi w mojej pamięci, chociaż minęło ćwierć wieku, gdym ją słyszał wykonywaną przez zbór. Ten hymn doprowadził wiele dusz do Chrystusa. Jest to hymn przestrogi i napomnienia. Mówi on o żniwach i ostrzega, że przyjdzie dzień, kiedy żniwo się skończy i lato dobiegnie kresu. Przekonywa ten hymn o zbliżającej się wieczności i ostrzega przed odwlekaniem decyzji.
A oto cztery sprawy, które pragnę wyłożyć w związku ze żniwem, a każda z nich ma wielkie znaczenie. Pozwólcie, że będę teraz o nich mówił.
Jako chłopiec przebywałem w miejscowości Embro; widywałem wtedy pociągi pełne żniwiarzy, udających się do zachodnich prowincji kanadyjskich. Było to każdego roku, dokładnie o tym samym czasie i zawsze to sprawiało na mnie wielkie wrażenie. Wszystko to trwało parę tygodni, ale wywoływało wielkie podniecenie.
Specjalne pociągi żniwne zatrzymywały się na naszej stacji dzień po dniu i setki żniwiarzy wsiadało do nich. Mówiono, że jadą oni do Manitoby, Saskatchewan i Alberty, ażeby pracować przy zbiorach żyta, które właśnie dojrzewało do żniw. Mówiono też, że gdyby ci pracownicy nie jechali natychmiast, to zbiory byłyby stracone.
Dlaczego był taki pośpiech? Dlaczego nie mogli ci ludzie jechać w innym czasie? Dlaczego żniwa przypadały na jeden i ten sam okres roku? Gdyby ci ludzie nie śpieszyli na zachód i gdyby spóźnili się do żniw, to zbiory byłyby stracone na zawsze. Dlatego nie było czasu do stracenia. Trzeba było trzymać się zasady: teraz albo nigdy.
Przyjaciele, to samo dotyczy wielkich żniw duchowych. Trzeba także zbierać plon życia duchowego. Nadchodzi taka pora, kiedy Duch Boży działa w jakiejś społeczności, kiedy głosi się Ewangelię, kiedy dusze dostępują zbawienia i kiedy Duch Święty uświadamia ludzi, że potrzebują Chrystusa. Są czasy nadzwyczajnego nawiedzenia, kiedy ludzie podejmują decyzje, i stracić taką sposobność oznaczałoby popadnięcie w ryzyko zguby i to zguby na wieki.
Poprzez wszystkie stulecia historii Bóg dawał takie okresy. Był taki szczególny czas nawiedzenia za dni Noego. Przypominacie sobie, że Noe ostrzegał ludzi przez sto dwadzieścia lat i mówił, że nadejdzie potop; mąż ten napominał ludzi, aby uciekali przed gniewem Bożym. Ale oni zlekceważyli jego przestrogi. Nie zważali oni na jego napominania, nigdy zresztą nie widzieli deszczu. Nie mogli sobie wyobrazić tego rodzaju sądu. Śmieli się przeto i drwili. Ale Noe nie ustawał w głoszeniu przestróg i budowaniu korabia, podczas gdy rzesze ludzkie, nie wyłączając cieśli pracujących na rozkaz Noego, nie zważały na ostrzeżenia i wyśmiewali się z jego słów.
Ludzie żyli w grzechu. Grzechy sprawiły, że odwrócili się od Boga. Niemoralność, zepsucie, gwałty i brutalność były cechą charakterystyczną ich cywilizacji, te rzeczy zaś nigdy nie podobały się Bogu. Lecz mimo straszliwego zepsucia i gwałtów, Bóg dał im sposobność, ażeby pokutowali.
Nagle nadszedł zapowiedziany dzień sądu. Padał deszcz i wody podnosiły się coraz wyżej. Wreszcie wierzchołki gór zostały zatopione. Noe i jego rodzina byli bezpieczni w arce. Drzwi arki były zamknięte. Wszyscy, którzy pozostali na zewnątrz arki, zostali pochłonięci przez fale potopu.
A oto inny dzień nawiedzenia. Było to w czasach istnienia państwa Judzkiego i państwa Izraelskiego. Bóg posyłał wciąż swoich proroków. Ludzie byli ostrzegani i mieli sposobność, aby się opamiętać. Nie przyszło to nagle. Przez parę pokoleń posyłał Bóg swe sługi, ażeby ostrzegali ludzi, że przyjdzie czas niewoli, ale oni nie zważali na to. Trwali oni w grzechu i w buncie względem Boga, ignorowali proroków Bożych i ich ostrzeżenia. Na koniec przyszedł sąd. Samaria, stolica państwa Izraelskiego, została podbita; później upadło Jeruzalem i lud został uprowadzony w niewolę. Głód szerzył się w miastach, niewiasty zjadały swoje dzieci, krew płynęła strumieniem. Sąd był zaiste straszliwy. Czas żniw minął.
Był też inny dzień nawiedzenia, kiedy Jezus przyszedł na ziemię. On również ostrzegał przed nadchodzącym sądem, ale ludzie byli głusi na Jego słowa. „O, Jeruzalem, Jeruzalem!" — wołał Jezus, „które zabijasz proroki i ka-mionujesz tych, którzy są do ciebie posłani, ileż razy chciałem zgromadzić twe dzieci, jako kokosz kurczęta pod skrzydłami swymi, lecz nie chcieliście! Oto wam dom wasz pusty zostanie" (Mat. 23:37-38).
W roku 70 po narodzeniu Chrystusa nadszedł czas sądu, i jakże straszny był on! Jakież cierpienie, jakiż ucisk, jakież udręczenie serc! Ulice miasta spłynęły krwią. Tysiące krzyżów stały przy drogach i wyglądały, wedle słów Józefa Flawiusza, jak las, a na każdym krzyżu wisiał skazaniec. W mieście szerzyło się ludożerstwo. A potem przyszło rozproszenie ludu po całym świecie i to rozproszenie trwa aż dotąd, a wszystko to stało się dlatego, że ludzie nie poznali Bożego dnia nawiedzenia i nie nawrócili się ze swych grzechów. Jeszcze raz minęło żniwo i zakończyło się lato, a oni nie zostali wybawieni. O, jakież to nieszczęście!
My również przeżyliśmy czas nawiedzenia. Nigdy w historii nie zwiastowano Ewangelii tyle, co w naszym pokoleniu. Pomyślcie o ewangelizacji w ostatnim stuleciu lub sięgnijcie myślą jeszcze dalej wstecz. Anglia była na drodze do ruiny duchowej, gdy Bóg posłał Jana Wesleya, Jerzego Whitefielda i Karola Wesleya, aby zwiastowali Ewangelię. To było nawiedzenie największe od czasów apostolskich i nic podobnego nie było ani przedtem ani potem. Ewangeliści Wesleya poszli na cały świat, nie jako pastorzy, lecz jako płomienni budziciele, ażeby głosić Ewangelię i zdobywać dusze dla Jezusa Chrystusa. Medotyzm został użyty przez Boga jako ostrzeżenie ludzkości i jako wezwanie do nawrócenia.
Później mieliśmy Finneya i Moody'ego w Ameryce; za ich czasów Bóg dał przebudzenie i ewangelizację, jakiej nigdy przedtem nie było w Ameryce. Setki tysięcy dostąpiło zbawienia, ale wielu, nawet w takich warunkach, odrzuciło zmiłowanie Boże, zignorowawszy Jego nawiedzenie.
Potem Bóg posłał Spurgeona, Sundaya, Torreya, Gipsy Smitha i oni też napominali ludzi, wskazując na konieczność pokuty i wzywali tłumy do nawrócenia się i do przyjęcia Chrystusa. To był również dzień nawiedzenia, w którym Bóg przemawiał do ginących ludzi, ale nawet i wtedy niezliczone tysiące pozostały nieczułe na Jego wezwanie.
A dziś, w ostatnich dniach, mamy Billy Grahama, który nawołuje naród do uporządkowania swego stosunku do Boga, ostrzegając, że trzeba będzie stanąć przed Jego sądem. Bóg nigdy nie pozostał bez świadków, a zawsze, przed sądem, ofiarowywał swoje zmiłowanie. Jedno i drugie jednocześnie zajść nie może. Jeśli, mój przyjacielu, nie przyjmiesz miłosierdzia Bożego w tym dniu nawiedzenia, to będziesz musiał stanąć przed Jego sądem.
Chcę podkreślić, że człowiek niewiele może uczynić dla wzrostu. Człowiek może siać, polewać, ale tylko Bóg wzrost daje. Są tacy, którzy głoszą kazania i nauczają, tacy, którzy napominają, tacy, którzy proszą i zapraszają. Są wreszcie tacy, którzy czynią wszystko, co można uczynić, aby nakłonić człowieka do pojednania z Bogiem. Ale gdy człowiek uczyni już wszystko, Bożą sprawą pozostaje, aby dać wzrost. Bo tylko Bóg zbawia ludzi.
Czy pamiętacie słowa Pana Jezusa, zapisane u św. Jana, 6:44? Pan powiedział: „Nikt do mnie przyjść nie może, jeśli go Ojciec mój, który mię posłał, nie pociągnie." Przyjacielu, to jest jedno z najpoważniejszych twierdzeń jakie znajdujemy w Słowie Bożym. Myślisz, że możesz być zbawiony kiedykolwiek zechcesz. Zdaje ci się, że możesz przyjąć Chrystusa wówczas, kiedy będziesz gotów. Pragnę powiedzieć, że nic takiego nie możesz uczynić. Musisz bowiem przyjąć Jezusa Chrystusa póki trwa dzień nawiedzenia, póki Duch Święty działa w twoim sercu.
A teraz pytam, czy kiedykolwiek odczuwałeś dotknięcie Ducha Świętego? Czy Bóg pociągnął cię do siebie? Czy odczuwałeś kiedykolwiek w swym sercu pragnienie przyjęcia Jezusa Chrystusa jako swego osobistego Zbawiciela? Czy był czas, że chciałeś być zbawiony i gdy tęskniłeś za odrodzeniem duchowym? Czy kiedykolwiek troszczyłeś się o zbawienie swej duszy? Czy wiesz cokolwiek o przekonywującej mocy Ducha Świętego?
Przyjacielu, jeśli miałeś takie doznania, to jesteś świadom, że głos Boży zwracał się do siebie. Duch Święty nakłaniał cię, byś się nawrócił i był zbawiony. Był czas, że powinieneś był podjąć decyzję. Może teraz serce twoje jest zatwardziałe, zimne i obojętne. Może teraz nie pragniesz być nawróconym. Być może, że przekonanie twe ustało, Duch Święty opuścił cię i Bóg się odwrócił od ciebie. Nie dlatego, żeby Bóg tego chciał, Bóg nigdy bowiem nie opuszcza ludzi, dopóki Go oni nie opuszczają. Lecz jeśli trwałeś w uporze wobec działania Ducha Świętego i jeśli opierałeś się, by nie być pojednanym z Bogiem, to być może, że pragnienie minęło. Ilekroć odmówiłeś, tyle razy następna sposobność stawała się trudniejsza. Ilekroć mówisz „nie", tym trudniej będzie ci powiedzieć „tak".
Powiadam, że jest czas, w którym Duch Boży nawiedza cię, kiedy następuje poruszenie Ducha Świętego, kiedy Bóg pociąga cię do siebie i kiedy jesteś pewny Jego zaproszenia. Tylko On może zbawić twą duszę, i dopóki nie uczyni tego, to nie będziesz mógł być zbawiony, ponieważ bez Boga nie może być żniwa. Dlatego „dziś, jeślibyście Jego głos słyszeli, nie zatwierdzajcie serc swoich" (Hebr. 4:7).
Nie myśl, że będziesz mógł na zbawienie zapracować. Nie wyobrażaj sobie, że ludzie mogą wszcząć kampanię ewangelizacyjną, przygotować mówców i śpiewaków, zrobić ogłoszenia, a następnie rozkazać Bogu, aby był obecny i aby działał. Tylko gdy Bóg odpowie na modlitwy swego ludu, nastąpi poruszenie Ducha Jego, i tylko tam, gdzie jest to tchnienie Jego Ducha, dusze ludzkie mogą być zbawione. Tego nie można lekceważyć. Człowiek nie może przyjść do Boga, kiedy mu się spodoba. Musi on bowiem być pociągnięty przez Ducha Bożego.
Jeśli, przyjacielu, zlekceważysz czas Jego nawiedzenia, to może się okazać, że nie będziesz mógł przyjść do Pana. Nalegam przeto na ciebie, abyś wybadał swe serce i zapytał sam siebie, czy Duch Święty oddziaływa na ciebie, czy nie, czy pragniesz być zbawiony, czy nie, czy troszczysz się o zbawienie swej duszy, czy nie, czy Bóg pociąga cię do siebie, czy nie, ponieważ, powtarzam, bez Boga nie może być żniw. „Nikt nie może przyjść do mnie, jeśli by go Ojciec mój nie pociągnął do siebie".
Czy zdajecie sobie sprawę, że niewielu ludzi dostępuje zbawienia po trzydziestym roku życia i że większość przeżywa ten moment zanim ukończy dwudziesty piąty rok życia? Najwięcej jednak osób, doszedłem do tego, przeżywa swoje zbawienie mając lat kilkanaście, do dwudziestu. A jak jest z tobą? Czy jesteś już po trzydziestce? Jeśli tak, to szanse twoje są wątłe.
Gdy zboże dojrzeje, zbiera się je do spichrzów. Trzeba je zbierać w początku żniw. Gdy młodzi ludzie znajdują się na klepisku życia, wtedy Duch Boży spływa na nich w potędze. Jeśli wytrzymują tę próbę i okrzepną, nie poddawszy się działaniu Ducha, to później idzie to już bardziej opornie, aż wreszcie, gdy nadejdzie wiek średni i starość, serce ich okazuje się nieczułe; wtedy dopiero przekonują się, że należą do tych, którzy wprawdzie przyjmują Chrystusa, ale nie tłumnie, lecz w nikłym procencie.
Możliwe, że stali się zatwardziali w grzechu, że ich nawyki okrzepły. We wczesnych latach życia ludzie ci mogliby łatwo zerwać z nimi, lecz gdy nić się splątała, nie łatwo ją przerwać. Czy przypominasz sobie, kiedy zgrzeszyłeś po raz pierwszy i co się przydarzyło później? Po prostu przyzwyczaiłeś się do grzechu, nieprawdaż? Z początku było to dla ciebie straszne przeżycie. Niepokoiło cię sumienie, lecz nie chciałeś go słuchać. Potem brnąłeś coraz dalej i w końcu mogłeś grzeszyć niemal bez skrupułów. Jeśli nie zważasz na głos dzwonka alarmowego raz i drugi, to potem w ogóle nie będziesz go słyszał. Podobnie jest z grzechem. Z początku raz cię pochwyci, a potem zdobywa panowanie nad tobą. Sumienie staje się milczące, nie słychać już alarmu.
Tak brniesz w grzech i lekceważysz Ducha Bożego. Gdy grzech raz owładnie tobą, to nie możesz go zaniechać, stajesz się jego niewolnikiem, a on twoim władcą. Jeśli zaś uciszyłeś swoje sumienie i stłumiłeś działanie Ducha Świętego, to trwasz w buncie, i im starszy się stajesz, tym trudniej jest ci cofnąć się i przyjąć Jezusa Chrystusa.
No i cóż przyjacielu? W jakim wieku jesteś? Czy jesteś jeszcze młody? Dlaczego zatem nie miałbyś przyjąć Jezusa Chrystusa, zanim będzie za późno? A może już przekroczyłeś trzydziesty a nawet czterdziesty rok życia? Strzeż się wtedy, bo twoje szanse są znikome i będą maleć z każdym rokiem. Nic dziwnego, że Bóg powiedział — „Oto teraz czas przyjemny, oto teraz dzień zbawienia" (2Kor. 6:2).
Tak, żniwo mija i kończy się lato. Czy jesteś jednym z tych, o których się powie, że nie są zbawieni? Jakie to straszne! Czy wiesz, co dzieje się z ziarnem, które nie zostało zebrane? Pozostaje ono na polu i niszczeje. Czyż to ma być twoim losem? Czy masz być zgubiony? Czy musisz iść na zatracenie? Cóż za tragedia!
Posłuchaj mię, przyjacielu. Jeśli Duch Święty miałby już nie oddziaływać, to znaczy, że dla ciebie minął czas żniw. Jeśli skończyło się przebudzenie, a ty nadal nie jesteś zbawiony, to, powtarzam, minął dla ciebie czas żniwa. Jeśli już nie troszczysz się o życie duchowe, jeśli stałeś się obojętny, to, pamiętaj, skończyło się dla ciebie żniwo.
Czy pamiętasz Słowo Boże, które mówi — „Nie będzie się Duch mój wadził wiecznie z człowiekiem"? — Tak, przyjdzie czas, kiedy Duch Boży przestanie się zmagać z człowiekiem, ponieważ był oporny na Jego działanie. Obraziłeś Świętego Ducha Bożego, albowiem, mimo wszystkiego, co Bóg uczynił dla ciebie, nie przyszedłeś do Niego. Minęło dla ciebie żniwo i skończyło się lato. A teraz... teraz może już być za późno.
Ale, przyjacielu, nie musi być za późno. Jeśli przyjmiesz Chrystusa teraz, to nie będzie za późno. Lecz jeśli Go nie przyjmiesz, to pewnego dnia znajdziesz się pośród tych, którzy wołać będą: „Minęło żniwo i skończyło się lato, a myśmy nie wybawieni!".
Przecież to nie musi być twoim udziałem. Taki jednak będzie twój los, jeśli będziesz postępował nadal tak, jak obecnie. „Człowiek, który na częste karanie zatwardza kark swój, nagle zniszczeje i nic nie wskóra" (Przypowieści Sal. 29:1). A zatem przyjdź do Pana. „Złóż wszelką ufność w Panu Jezusie, a będziesz zbawiony" (Dzieje Apostolskie 16:31). Czy chcesz to uczynić? Uczyń to TERAZ!