Wiele jest rzeczy, które czynią ludzie, ażeby dostać się do nieba. Jeszcze więcej jest fałszywych założeń. W czym pokładamy nadzieję? Dlaczego oczekujemy od Boga, że nam każe wejść do nieba? Na jakim gruncie stoimy? Oto są pytania, na które trzeba odpowiedzieć, a są one niezwykle ważne. Naprzód zastanówmy się nad tym, co fałszywe, potem nad tym, co prawdziwe.
Pierwszym fałszywym założeniem, o którym chcę mówić, jest religia chrześcijańska. Co to jest religia? Religia jest czymś, co stworzył człowiek. Gdy mówimy o kimś „człowiek religijny", to mamy na myśli kogoś, kto jest ochrzczony, uczęszcza do Kościoła, przystępuje do Stołu Pańskiego, płaci składki kościelne i tak dalej. Takiego człowieka określamy jako lojalnego członka Kościoła, jako „człowieka religijnego".
Tak zwana „religia chrześcijańska", bez Chrystusa, nie ma więcej siły zbawczej niż buddyzm lub islam. Mimo to w ramach owej „religii chrześcijańskiej" miliony katolików, koptów, prawosławnych i protestantów wierzy i oczekuje zbawienia.
Czy wiecie, że jest możliwe być nawróconym, a nie narodzić się na nowo? Naprawdę wierzę, że dziesiątki tysięcy nawróconych nigdy nie dostaną się do nieba, ponieważ nie narodzili się na nowo. Nawrócili się oni od niektórych swoich grzechów, od sceptycyzmu i obojętności, a w wielu przypadkach nawrócenie oznaczało u nich przejście z jednego wyznania na drugie, nie było zaś nawróceniem do Boga; mogli się nawracać do Kościoła, ale nie odrodzili się. A przecież należy pamiętać — „Jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może widzieć królestwa Bożego" (Jan 3:3).
Kimś takim była Pundita Ramabai, znana działaczka chrześcijańska w Indiach. Opowiedziała ona sama zdumiewającą historię. Nawróciwszy się z hinduizmu na chrześcijaństwo, przyjęła chrzest i przystąpiła do Kościoła i przez osiem lat żyła bardzo przykładnie. Lecz Pundita Rambai nie była chrześcijanką. Powiada ona, że nie doświadczyła nigdy przeżycia odrodzenia. Nie poznała Chrystusa jako swego osobistego Zbawiciela. Przyjęła ona chrześcijaństwo, lecz nie przyjęła Chrystusa.
Lecz przyszła taka godzina w jej życiu, że ujrzała w sobie po raz pierwszy zgubioną grzesznicę, potrzebującą Zbawiciela, i wtedy nastąpiła wielka zmiana. Od tej chwili całe jej życie się odmieniło, poznała bowiem Chrystusa. Narodziła się na nowo, nie tylko nawróciła, ale odrodziła się też przez Ducha Świętego. Oto jej świadectwo, jakie sama o tym złożyła:
„Myślałam, że pokuta za grzechy i decyzja zaniechania ich była niezbędna dla uzyskania przebaczenia i że obrządek chrztu był środkiem odrodzenia oraz że moje grzechy zostały naprawdę zmazane, gdym przyjęła chrzest w imię Chrystusowe. Te i innego rodzaju myśli, które są pokrewne typowi myślenia religijnego Hindusów, trzymały się mnie uporczywie. Lecz po ośmiu latach od mego chrztu doszłam do przekonania, że znalazłam religię chrześcijańską, nie znalazłam natomiast Chrystusa, który jest życiem religii. Poznałam, że potrzebuję Chrystusa, a nie wyłącznie religii chrześcijańskiej".
Cóż ty przyjacielu na to? Czy ty również może nawróciłeś się, nie doznawszy odrodzenia? Czy znasz Chrystusa jako swego osobistego Zbawiciela? Jeśli nie, to ostrzegam cię, że nigdy nie wejdziesz do nieba. „Musicie się na nowo narodzić".
Następną fałszywą przesłanką jest przynależność do Kościoła. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że sam nie możesz przystąpić do Kościoła? Pozwól, że ci to wytłumaczę. Wyobraź sobie, że masz przyłączyć się do rodziny królewskiej; czy myślisz, że przez to zaczęłaby płynąć w twoich żyłach krew królów Anglii? Na pewno nie! Jest tylko jedna droga, na której by się to mogło dokonać: musiałbyś się narodzić na nowo w rodzinie królewskiej. To samo dotyczy Kościoła. Nie myślę teraz o Kościele katolickim czy protestanckim, lecz raczej o jedynym Kościele, prawdziwym Kościele, niewidzialnym Kościele, który jest ciałem Chrystusowym.
Bóg ustanowił Kościół jako wielką rodzinę, rodzinę Bożą i nikt nie może przyłączyć się do tej rodziny, lecz musi się w niej narodzić. W sercu jego nie może pulsować życie Boże jedynie dlatego, że przyłączył się on po prostu do jakiegoś Kościoła, inaczej mógłby mieć w swych żyłach krew królewską, nie będąc urodzonym w rodzinie królewskiej.
Przyjacielu, czy narodziłeś się w rodzinie Bożej? Czy jesteś członkiem prawdziwego Kościoła? Czy narodziłoś się na nowo? Czy po prostu spowodowałeś, aby twoje nazwisko zostało umieszczone w rejestrach jakiejś parafii, a w takim razie pamiętaj, że taka przynależność do Kościoła nie może cię zbawić. Nie ma bowiem takiego Kościoła w świecie, który mógłby zbawić. Tylko Chrystus może to uczynić. Stąd, „jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może widzieć królestwa Bożego" (Jan 3:3).
Pamiętaj, że w niebie nie będzie ani ewangelików, ani metodystów, ani baptystów, ani zielonoświątkowców, ani anglikanów, ani ewangelicznych chrześcijan, ani katolików, ani prawosławnych. Wszelkie etykietki nadawane przez ludzi pozostaną na uboczu i jedynie ci, którzy zostali obmyci w krwi Barankowej i którzy posiedli życie wieczne, będą dopuszczeni. Pytanie nie brzmi — „czy jestem członkiem jakiegoś kościoła", lecz — „czy należę do Pana Jezusa Chrystusa? Czy moje imię jest wpisane w Barankowej księdze żywota? Czy jestem grzesznikiem zbawionym przez łaskę?".
Inną fałszywą przesłanką jest asceza. Ludzie, odczuwając coś z ciężaru grzechu, decydują się wieść życie pełne samozaparcia i dobrych uczynków, aby się zbawić i dlatego zostają ascetami.
Mamy tu do czynienia z teorią, że nie można osiągnąć zbawienia w tym świecie z uwagi na wiele pokus, które trapią ludzkość. Stąd, rezygnując z świata, asceci żyją w odosobnieniu, w pustelni lub w klasztorze i zadają sobie wszelkie umartwienia fizyczne, aby pozyskać zbawienie. Wielu z nich udaje się na dalekie pielgrzymki do tak zwanych świętych miejsc.
Tak właśnie postępował „dziadzia Wasyl", postać odmalowana w poemacie słynnego poety rosyjskiego Niekrasowa, dawniej notoryczny grzesznik, jakich wielu było w dawnej Rosji. Dzień i noc pokutowali oni, płacząc gorzko, i na różne sposoby udręczali się, wyrzekając się świata, poszcząc i modląc się nieustannie. Lecz mimo swych wysiłków nie zaznawali spokoju, wciąż lękając się śmierci i w wielu wypadkach tęskniąc za powrotem do świata. Przekonali się, że zbawienie się o własnych siłach jest niemożliwością.
Biblia wyraźnie i dobitnie stwierdza, że Chrystus umarł za nasze grzechy i że zgotował nam najdoskonalsze zbawienie. Nasze własne uczynki nie mogą nas zbawić. Paweł Apostoł pisze do tych, którzy dążyli do doskonałości przez własne uczynki: „...dlaczego jeszcze, jakbyście w świecie żyli, trzymacie się ustaw (nie dotykaj, nie kosztuj, nie ruszaj)... według przykazań i nauk ludzkich?" (Kol. 2:20-23).
Następną fałszywą przesłanką jest chrzest. Pragnę zaznaczyć, że wierzę w chrzest wodny z całego serca, ale nie wierzę, że chrzest jest niezbędny do zbawienia. Jeśli wasze zdanie jest odmienne, to zapominacie, co powiedział Paweł: „Bo mnie nie posłał Chrystus chrzcić, ale Ewangelię opowiadać" (1Kor. 1:17). A czy myślicie, że Paweł odszedłby, zostawiając pracę niedokończoną, jeśli chrzest byłby niezbędny do zbawienia? Pomyślcie, że jakiś nawrócony człowiek umarłby, zanim by ktoś przyszedł go ochrzcić, co by było wtedy? Pamiętajcie, że łotr na krzyżu nie był ochrzczony. A jeśli jest jeden wyjątek, to starczy on za innych.
Czy może ktokolwiek powiedzieć, że nikt z kwakrów lub członków Armii Zbawienia nie będzie zbawiony, że nikt z nich nie wejdzie do nieba? A przecież oni nie chrzczą się ani nie przystępują do Stołu Pańskiego. Skoro zatem chrzest jest niezbędny do zbawienia, to wszyscy oni pójdą do piekła! Prawda, że nie możesz tak twierdzić?
„Ale" — odpowiesz, „odpowiedź w katechizmie na pytanie — kto ci dał to imię — brzmi: moi rodzice chrzestni w czasie obrzędu chrztu, przez co się stałem członkiem ciała Chrystusowego, dziecięciem Bożym i dziedzicem królestwa niebieskiego". Prawda, ale czy ci wiadomo, że cytujesz słowa omylnego człowieka, a nie Słowo Boże? A te słowa są zdecydowanie błędne. Mogłeś być ochrzczony i konfirmowany, a mimo to możesz być dzieckiem szatańskim, ponieważ obrządki i ceremonie nie mają nic wspólnego z zbawieniem.
„Kto uwierzy i ochrzci się, zbawiony będzie, lecz kto nie uwierzy, będzie potępiony" (Marek 16:16). Uwierzyć Ewangelii to wielka rzecz. Bez wiary chrzest nie ma znaczenia. Zauważ z całą sumiennością, że Jezus nie powiedział — „ten, kto nie ochrzci się, będzie potępiony", lecz — „ten, kto nie uwierzy". Wiara jest absolutnie istotna dla zbawienia, lecz nigdzie w Piśmie św. nie jest powiedziane, że chrzest jest istotny dla zbawienia (1Kor. 1:17; Dzieje Apostolskie 20:21). Chrzest nigdy nie poprzedza wiary, a jeśli poprzedza, to jest on chrztem niewierzących.
„Jeśli się człowiek nie narodzi z wody i z Ducha..." (Jan 3:5). Woda w tym fragmencie, jak i w innych miejscach, gdzie mowa o narodzinach duchowych, oznacza Słowo Boże (Efez. 5:26).
Jedno jest wydarzenie opisane w Nowym Testamencie, które stawia pod znakiem zapytania sprawę chrztu w powiązaniu z zbawieniem, mianowicie nawrócenie Korneliusza i jego domu (Dzieje Apostolskie 10:43-48; 11:14-17). Duch Święty zstąpił na nich, zaczęli mówić językami, i byli zbawieni, tak mówią nam te wersety. Dopiero po tym wszystkim zostali ochrzczeni.
Pomyśl, że po przyjęciu chrztu popadasz w grzech, — czy pozostajesz zbawiony? Czy zbawienie wyzwala cię, zmienia i czyni cię nowym stworzeniem? ,,I nazwiesz imię Jego Jezus, albowiem On zbawi lud swój od grzechów ich" (Mat. 1:21). Zbawi lud swój nie w grzechach ich, lecz od grzechów. Jeśli nie jesteś zbawiony od grzechów, to w ogóle nie jesteś zbawiony. Czy chrzest może tego dokonać?
W końcu — i to jest nieodparty argument, uczynienie z chrztu warunku zbawienia stoi w sprzeczności z wielką nauką Pawła dotyczącą łaski Bożej. Wciąż, nieustannie, znajdujemy w Nowym Testamencie pouczenia, że jedynym warunkiem zbawienia jest wiara i ta masa nieomylnych dowodów nie może być pomijana. Tysiące doznało odrodzenia duchowego, jeśli się uwzględni choćby tylko takie fragmenty Nowego Testamentu: Jan 1:12; 3:14-18; 5: 24; 6: 47; Dzieje Apostolskie 10:43; 13:39; 16:31; Rzym. 1:16; 3:19-26; 4:5; Gal. 2:16. Efez. 2:8-9; Fil. 3:9. Cóż mamy do powiedzenia, jeśli Duch Boży przyświadcza naszemu duchowi, że jesteśmy narodzeni z Boga, nawet, jeśli nie byliśmy ochrzczeni?
Zbawienie dokonywa się albo przez uczynki, albo z łaski, ale nie dzięki jednemu i drugiemu. Paweł wyjaśnił to dobitnie w Listach do Rzymian i do Galatów w szczególności. Pisał on, ażeby dowieść konsekwentnie, że zbawienie dokonywa się całkowicie z łaski, a „nie z uczynków, aby się kto nie chlubił" (Efez. 2:9). Człowiek zatem może robić wszystko, czy to zachować zakon, czy to chrzcić się, czy konfirmować, przystępować do Stołu Pańskiego, czy co innego. Ach, te uczynki, uczynki, uczynki! Człowieku, Chrystus dokonał wszystkiego na Golgocie! Przestań czynić, a uwierz!
Następną fałszywą przesłanką jest wyobrażenie o pośrednictwie. Mówiąc o pośrednictwie mam na myśli odwoływanie się do pomocy i adorowanie Marii Panny, świętych, w których pośrednictwo między człowiekiem a Jezusem wielu wierzy. Rozpowszechniony pogląd jest taki: „Jestem wielkim grzesznikiem i dlatego nie mogę zapewne zbawić się, lecz mam pośredników w niebie, których zasługi i wstawiennictwo za mną mogą otworzyć dla mnie drzwi królestwa. Oni modlą się za mnie i ich modlitwy wpływają na Chrystusa". Wielu grzeszników, którzy nie chcą się rozstać z swoimi grzechami, pokłada swe zaufanie w czyjś wpływ na Boga.
Nigdy ani Maria Panna ani święci nie będą mogli uczynić czegoś takiego dla grzesznego człowieka. Zbawienie nie dokonało się ani dzięki Marii Pannie, ani dzięki świętym, lecz dokonało się ono tylko przez Chrystusa i przezeń tylko mamy dostęp do Boga, „albowiem nie masz żadnego innego imienia pod niebem danego ludziom, przez które byśmy mieli być zbawieni" (Dzieje Apostolskie 4:12). „Bo jeden jest Bóg, jeden też jest pośrednik między Bogiem i ludźmi, człowiek Chrystus Jezus" (1Tym. 2:5). Zwróć uwagę — jeden jest pośrednik, nawet nie dwóch, a tym jednym, jedynym, nic jest Maria Panna, ani żaden święty, lecz sam Pan Jezus Chrystus.
Jeśli by jakiś sławny adwokat podjął sio obrony twojej sprawy, to po co miałbyś szukać innych obrońców o gorszych kwalifikacjach? Nasz niebieski Obrońca, nasz jedyny Pośrednik, jak Pismo św. wyraźnie stwierdza, to Pan Jezus Chrystus. Jeśli Jego pośrednictwo jest wystarczające, a Bóg mówi, że tak jest, to dlaczego zwracać się do kogo innego?
Przyjacielu, nie powinieneś bać się pójść ze swymi grzechami do Jezusa. On przyjmuje każdego. On jest przyjacielem grzeszników. Lecz jeśli obstajesz przy tym, aby uciekać się do innych pośredników, nie rozstając się ze swoimi grzechami, to nic nie zyskasz, ponieważ nikt z nich nic ci nie pomoże.
Jedną z bardzo rozpowszechnionych, a fałszywych przesłanek, jest zachowywanie przykazań. Czy to jest twoją nadzieją? Dobrze, wyobraźmy sobie, że ci się udało zachowywać je wszystkie, lecz wówczas twoje doświadczenie będzie tylko negatywne. Zbawienie nie polega bowiem na tym, że ktoś się wstrzymuje od pewnej liczby występków. Zbawienie nie polega ani na tym, by czegoś nie czynić, lub by coś wypełnić (w sensie posłuszeństwa przykazaniom. Przyp. tłum.) Zbawienie polega na tym, co zostało dokonane, oczywiście nie przez ciebie, lecz przez Chrystusa. To tylko Jego czyny się liczą, a nie twoje!
Oto człowiek, któremu zostało parę minut życia. „Co muszę uczynić, aby być zbawionym?" — woła on. „Zachowuj przykazania" — odpowiadasz mu. „Lecz ja nie mam czasu nawet zacząć, ja umieram!". Ach, tak, to prawda, to aż nazbyt prawdziwe. Na łożu śmierci nie ma czasu, ażeby zacząć zachowywać przykazania. Jeśli przestrzeganie zakonu jest jedyną nadzieją zbawienia człowieka, to jest on już zgubiony, albowiem Jezus mówi wyraźnie i dobitnie: „Żaden z was nie przestrzega zakonu..." (Jan 7:19). A jeśli ci się wydaje, że ty przestrzegasz zakon, to przeczytaj z namysłem słowa zapisane u Mateusza 5:27-28, oraz 22:34-40.
Ale pomyślmy, że zachowujesz przykazania; to jednak nie obdarzy cię życiem wiecznym. Nie biorę imienia Bożego nadaremno. Nie zabijam, nie kradnę, nie cudzołożę. Mogę zachowywać wszystkie przykazania, włącznie z święceniem żydowskiego sabatu, a mimo to ignorować Jezusa Chrystusa i Jego zbawczą śmierć. Bóg nie obiecał życia wiecznego dlatego tylko, że nie robię pewnych rzeczy. Nie, przyjacielu, zachowywanie przykazań nie zapewni ci życia wiecznego. Słuchaj: „Albowiem gdyby był dany zakon, który by mógł ożywiać, prawdziwie by z zakonu była sprawiedliwość" (Gal. 3:21).
A oto inna fałszywa przesłanka: modlitwy za umarłych. „Jeśli w tym życiu nie będę zbawiony, to jeszcze jest dla mnie nadzieja, mogę bowiem uzyskać zbawienie po śmierci." Taka jest wiara wielu chrześcijan z metryki w istniejących kościołach historycznych. W jaki sposób spodziewają się oni zbawienia po śmierci? „O" — powiadają tacy ludzie, „kościół będzie się modlił za odpoczynek naszych dusz".
Taka podstawa zbawienia jest przeciwna zdrowemu rozsądkowi a także zasadom sprawiedliwości, bo polegając na niej grzesznik popada bez przeszkód w przestępstwa, wierząc, że po śmierci kościół będzie się modlić za niego. Kiedy bogacz znajdujący się w podziemiach wzdychał za złagodzeniem męczarni, powiedziano mu, że między nim a Łazarzem jest przepaść wielka i że jest ona tak utwierdzona, że ani on, ani Łazarz nie mogą jej przekroczyć. Stąd ulga była niemożliwa (Łuk. 16:26). Żaden kościół nie mógł go wymodlić.
Bóg przyjmuje każdego grzesznika, którzy szczerze pokutuje i usprawiedliwia go na podstawie jego wiary jedynie w przelaną krew Pana Jezusa Chrystusa i przez to udziela mu życie wieczne. Zamiast, zatem, trwać w grzechu na tym świecie, z nadzieją, że po śmierci ktoś cię wymodli z czyśćca, to uczyń jedyną rzecz, jaka jest do zrobienia: przyjmij Jezusa Chrystusa jako swego Zbawiciela, póki jesteś tu jeszcze na ziemi. „Oto teraz czas przyjemny, oto teraz dzień zbawienia" (2Kor. 6:2).
Może fałszywą przesłanką, na jakiej się opierasz, jest czynienie najszlachetniejszych rzeczy, do jakich jesteś zdolny. Ale pozwól, bym ci zadał pytanie: „Czy chociaż raz nie powiodło ci się dokonać najlepszej rzeczy, do jakiej byś był zdolny?" Przyznasz chyba, że niejeden raz mogłeś postąpić jeszcze lepiej, aniżeli postąpiłeś. Tak więc, przyznając to, gubisz się sam, ponieważ, jeśli „czynienie tego, co najlepsze w twojej mocy" jest gruntem, na którym opierasz nadzieję zbawienia, to musisz zginąć. Wiesz bowiem doskonale, że nikt nie żył czyniąc co najlepsze w jego mocy w każdym momencie. Grunt przeto, na którym stoisz, usunął ci się spod stóp.
Poleganie na reformacji jest również fałszywą przesłanką. Ludzie mówią o „przewróceniu nowej karty w księdze", co jest absolutnie szaleństwem. Uczeń szkolny robi plamę atramentową w swym zeszycie, a potem odwraca kartę na stronę nową, czystą. Nauczycie] przegląda jego zadanie i trzeba przyznać, że nowa strona w zeszycie ucznia wygląda wspaniale. Ale nauczyciel chce popatrzeć, co zostało zrobione przedtem, odwraca kartkę i patrzy: szpetna plama z atramentu. To bardzo dobrze, przyjacielu, odwrócić kartę, ale co ze starymi kartami?
„Jak jest w twojej księdze życia? Czy nie masz plam grzechu na swym życiu i czy nie boisz się, że Bóg odwróci karty wstecz?" Ach, tak, są tam plamy, ponieważ „wszyscy zgrzeszyli". A jednak się nie boję. „Dlaczego?", pytasz. Dobrze, pozwól, że ci opowiem o Marcinie Lutrze.
Pewnego razu przyszedł do Lutra diabeł, jak mówi opowiadanie, z wielkim pergaminem w ręce, zapisanym po obu stronach.
„Cóż to jest?" — zapytał Luter.
„To jest spis twoich grzechów" — odpowiedział diabeł.
Luter przeczytał bardzo dokładnie ów dokument i skonstatował, że diabeł miał niestety rację. Rzeczywiście, grzechy, o których już dawno zapomniał, były tu spisane i Luter musiał przyznać, że jest winien.
„Dobrze" — powiedział Luter, — „a czy to są wszystkie moje grzechy?".
„O, nie, żadną miarą" — rzekł szatan. „Mam jeszcze jeden dokument".
„Idź i przynieś go" — powiedział Luter.
Po paru chwilach diabeł wrócił z drugim pergaminem, podobnym pierwszemu. I znów wielki reformator musiał się uznać winnym. Ale zapytał jeszcze raz:
„Czy to wszystko?".
„O, nie; mam jeszcze jeden dokument" — odrzekł szatan.
„Idź, przynieś go" — rozkazał Luter.
Wkrótce diabeł powrócił z trzecim pergaminem, który Luter znowu zbadał skrupulatnie.
„Tak", — powiedział reformator, „to są wszystkie moje grzechy. Popełniłem je wszystkie istotnie. Czyżbyś miał jeszcze jeden spis?".
„Nie" — odpowiedział szatan, „to jest wszystko".
Luter podszedł spokojnie do swego stołu i wziąwszy pióro, zanurzył je w czerwonym atramencie, a następnie zabrał wszystkie trzy pergaminy i na każdym napisał w poprzek następujące słowa: „Krew Jezusa Chrystusa Jego Syna oczyszcza nas od wszelkiego grzechu" (1Jana 1:7).
Z wielkim niezadowoleniem i złością na swym obliczu, szatan odwrócił się i zniknął.
Tak, przyjacielu, ja też zgrzeszyłem i, jak Luter, jestem winien. Ale dzięki Bogu przed laty przyjąłem Jezusa Chrystusa jako swego osobistego Zbawiciela, a On zmył wszystkie moje grzechy. Teraz zaś również i ja mogę napisać na kartach mego nędznego, niegodziwego życia te wspaniałe słowa. Moje grzechy zostały wymazane i, dzięki Bogu, nie będą już więcej wspomniane przeciwko mnie. Bóg widzi mię w Swoim Synu, przyodział mię w nieskazitelną sprawiedliwość Jezusa Chrystusa i grzechy moje zostały zasłonięte przez krew.
Reformacja nie jest odrodzeniem. Możecie pomalować starą studnię wiejską, tak, żeby była najładniejszą w całej okolicy, lecz jeśli woda pozostanie niedobra, to żadne ulepszenia z zewnątrz nie oczyszczą jej. Trudności bowiem kryją się wewnątrz i jest z nią tak, jak z pobielonym z zewnątrz grobowcem. Musisz przeto oderwać na tej studni zewnętrzne oszalowanie i zejść w głąb, aż na dno, do źródła i znaleźć przyczynę, która zatruwa całą wodę. A gdy znajdziesz, musisz ją oczyścić. Tak samo trzeba zejść w głąb serca ludzkiego, gdzie znajduje się kloaka grzechu; tam żadne ulepszenia i upiększenia na zewnętrz nie pomogą. Trudność bowiem tkwi w głębi serca.
Prawo i wychowanie mogą mieć do czynienia z pewnymi formami, w których przejawia się grzech, jak na przykład — niepowściągliwość, złodziejstwo, zabójstwa i tak dalej; prawo i wychowanie mają zapobiec tym przejawom, lecz świat, jak ta stara studnia, z zewnątrz pomalowana, wydaje się być ulepszony, lecz dla grzechu nie ma to znaczenia. Prócz krwi Chrystusa nie ma bowiem innego środka zaradczego. Wnętrze kubka i talerza należy czyścić. Musimy dojść do jądra choroby i zastosować środek, którym jest zbawcza krew.
Grzechu niczym zmyć się nie da, Tylko krwią Jezusa! Nic nie znaczy ma zasługa, Tylko krew Jezusa!
Żaden chirurg, mając do czynienia z wrzodem, nie zalepia go z zewnątrz plastrem, tak, aby wyglądał mniej odrażająco. Jeśli bowiem chirurg zna dobrze swe rzemiosło, to wie, że trzeba tu użyć noża, że trzeba wrzód otworzyć i trzeba go wyciąć, zanim dalsze leczenie stanie się celowe. I biada człowiekowi, który nie zwraca uwagi na grzech, który go toczy jak rak, lecz przez zastosowanie środków zewnętrznych spodziewa się polepszenia.
Jednym z najbardziej uderzających doświadczeń reformacyjnych jest przeżycie Johna Bunyana. A oto jego wyznanie, w jego własnych słowach:
„Zająłem się Biblią i zacząłem znajdować wielką przyjemność w czytaniu jej. Dzięki temu doszedłem jakby do pewnej zewnętrznej reformy zarówno mych słów jak i czynów i stawiałem sobie przykazania na mej drodze do nieba; potem myślałem, że podobam się Bogu w takim stopniu, jak wszyscy ludzie w Anglii. Kontynuowałem to około roku; przez ten czas nasi sąsiedzi brali mię za bardzo dobrego człowieka, odnowionego i religijnego, i zdumiewali się widząc tak wielką odmianę w moim życiu i sposobie zachowania się; i rzeczywiście tak było, jakkolwiek nie znałem jeszcze Chrystusa, ani łaski, ani wiary, ani nadziei; dlatego, jak to teraz widzę, stan mój, gdybym wtedy umarł, byłby najbardziej opłakany. Ale powiadam, sąsiedzi moi byli zdumieni moim nawróceniem od marnej świeckości do czegoś w rodzaju moralnego życia. Teraz więc zaczęli mię wychwalać, mówić dobrze o mnie, zarówno w oczy, jak poza moimi plecami. Teraz, jak mówili, stałem się dobrym. I niestety, rozumiałem, że to są ich słowa i opinie o mnie, i pochlebiało mi to, bo, chociaż byłem niczym więcej, jak biednym, zamaskowanym obłudnikiem, to jednak lubiłem, gdy mówiono o mnie, że jestem naprawdę dobry. Byłem dumny z tego, że jestem dobry, i naprawdę czyniłem wszystko, aby ludzie widzieli i aby dobrze mówili o mnie".
Tak więc reforma życia, jaką podjął w odniesieniu do samego siebie John Bunyan, nie zbawiła go. Tak samo i ciebie nie zbawi, mój przyjacielu.
Oto są niektóre fałszywe przesłanki. Czy któraś z nich nie decyduje o twojej postawie? Czy stoisz na piasku, czy zaufałeś Jezusowi Chrystusowi, który jest opoką wieków? Nie daj się oszukiwać nikomu. Zbawienie dokonywa się wyłącznie przez Chrystusa. Wszystko inne jest daremne. Droga ludzka do niczego nie doprowadzi.
Rozprawiwszy się z fałszami, zwróćmy się do tego, co prawdziwe.
Pewnego pamiętnego popołudnia w Palestynie, cztery tysiące lat temu, można było zobaczyć dwóch strudzonych podróżnych, jak powoli wspinali się po zboczu góry Moria. Byli to ojciec i syn, — Abraham i Izaak.
„Oto ogień i drwa, a gdzież baranek na ofiarę paloną?" — zapytał syn.
„Mój synu" — odpowiedział natchniony Duchem ojciec, „Bóg sobie obmyśli baranka na ofiarę paloną".
A gdy został wzniesiony ołtarz, położono na nim Izaaka. Abraham ujął miecz i podniósłszy ramie, gotował się do zadania ciosu w serce swego syna, gdy niespodzianie głos z wysokości zawołał:
„Abrahamie, Abrahamie... Nie wyciągaj ręki twej na dziecię... A podniósłszy Abraham oczy swe, ujrzał, a oto baran uwiązł w cierniu za rogi swoje, a szedłszy Abraham wziął barana i ofiarował go na ofiarę paloną zamiast syna swego".
„Zamiast syna swego". W parę setek lat później Bóg przygotował Baranka, swego umiłowanego Syna, aby umarł zamiast grzesznych, winnych ludzi. Lecz kiedy Syn Boży zawisł na krzyżu, nie rozległ się żaden głos z nieba, ponieważ nie było już nikogo, kto by mógł zająć miejsce Jego. I tak umarł Jezus Chrystus — zastępca, za mnie i za ciebie.
Oto jest podstawa zbawienia. Jedynie prawdziwą podstawą jest właśnie dzieło Chrystusa, a wszystko inne jest jak lotny piasek. Dlatego zbawienie nie jest z uczynków. Chrystus dopełnił dzieła na Golgocie przed dziewiętnastu wiekami.
Jeśli Golgota uczy czegokolwiek, to przede wszystkim poucza nas o zasadzie zastępstwa. Takie jest pełne, bezbłędne tłumaczenie ofiary Abrahama, w której ostatecznie złożył on baranka zamiast Izaaka, swego syna. Dlatego właśnie Duch Święty kazał napisać prorokowi: „Pan włożył nań nieprawość wszystkich nas" (Iz. 53,6). Bóg wziął mój grzech i twój i złożył go na barki swego Syna, Jezusa Chrystusa, który umarł zamiast nas.
To był wielki dzień pojednania. Kapłan najwyższy wprowadzał kozła między zgromadzenie. Kładąc swe ręce na głowę kozła, wyznawał grzechy swego ludu. Następnie jeden z mężów odprowadzał kozła na puszczę. Jak kozioł ofiarny dźwigał na sobie grzechy Izraelitów, tak i Baranek Boży dźwigał nasze winy. Dlatego napisano o Nim: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata" (Jan 1:29).
W tej straszliwej godzinie, gdy ciemność okryła Golgotę i gdy Pan Jezus Chrystus wydawał niezapomniany okrzyk: „Boże mój, Boże mój, czemuś mię opuścił!" — dopełniało się to, co owa haniebna rzecz, której na imię grzech, mój i twój, włożyła na barki Zbawcy. Ta rzecz była tak straszna, że nawet Bóg obrócił swoje oblicze i Jezus był zmuszony dźwigać ją sam.
On widział mój upadły stan, I znał mój straszny los; I brzemię kary poniósł Pan, By mię ominął cios...
„Wykonało się!" — tak brzmiał okrzyk, którego echo uniosło się ponad Golgotą i oto Pan zbliżył się do celu swego ogromnego zadania (Jan 19:30). O, jakże chwalebny i tryumfalny był ten okrzyk! Dzieło odkupienia człowieka dopełniło się całkowicie. Nic więcej nie pozostało do zrobienia. Zbawienie zostało zgotowane.
Czyż Ojcu nie zostało złożone w pełni zadośćuczynienie? O, tak! Jezus wypełnił wszelkie wymagania zakonu. „Albowiem On tego, który nie znał grzechu, za nas grzechem uczynił, abyśmy się my stali sprawiedliwością Bożą w Nim" (2Kor. 5:21). Czy człowiek może uczcić Boga, dodając coś do całkowitego dzieła? Nie, nic człowiek nie może więcej uczynić, oprócz tego, by przyjął i oparł się na tym, co już zostało dokonane.
Nic wielkiego, nic małego Uczynić nie możesz: Jezus zbawił nas od złego, On — Mistrz i Syn Boży.
Co skłoniło Go, aby złożył tak wielką ofiarę? Cóż by to mogło być innego, jak miłość. „Lecz dowodzi Bóg miłości swojej ku nam, że kiedyśmy jeszcze byli grzesznymi, Chrystus za nas umarł" (Rzym. 5:8). Czy miłość była przyczyną pojednania, czy pojednanie było przyczyną miłości? To miłość spowodowała pojednanie. Nieograniczona miłość Boża i Jego współczucie dla człowieka w jego upadku sprawiły, że On, ze swej własnej woli, dał Jezusa Chrystusa, swego jednorodzonego Syna, aby po- niósł śmierć za nas. O, jakaż to cudowna miłość! Któż może ogarnąć jej głębie! Któż pojmie, że wielki Bóg, wszechmogący Bóg, tak „umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał"!
Bóg miłuje grzesznika, lecz nienawidzi grzechu. Nie znaczy to, że miłuje nas, gdy jesteśmy dobrzy, a nienawidzi, gdy jesteśmy źli, jak niektórzy rodzice swoje dzieci. On miłuje nas jednakowo po wszystkie czasy, lecz nienawidzi grzechu, który nas oddziela od Niego, tak samo, jak ziemski ojciec kocha swe dziecko chore na ospę, nienawidząc jednocześnie choroby, która je oddziela od niego.
Nie prosiłeś Boga, aby cię kochał. On uczynił to z własnej woli, On podjął inicjatywę. Tak, bracie, tak, siostro, pomyśl o tym: Bóg cię kocha! Nie ma znaczenia kim jesteś albo co uczyniłeś, Bóg kocha cię! Możesz być najbardziej rozwiązłym grzesznikiem w świecie, najgorszym nędznikiem, jaki kiedykolwiek istniał, Bóg jednak cię miłuje! Jak mógłbyś wzgardzić taką miłością, która nie ma sobie równej?
Zakres Jego dzieła jest uniwersalny. „A tego, który do mnie przyjdzie, nie wyrzucę precz" — powiedział Pan (Jan 6:37). „Ktokolwiek" oto słowo, jakiego używa Jezus w odniesieniu do zasięgu swego dzieła. To wielkie słowo „ktokolwiek" oznacza też ciebie. Wszędzie, gdzie znajdziesz to słowo w Ewangelii, podłóż w jego miejsce swoje imię. Uczyń ten zwrot osobistym. Masz prawo powiedzieć:
Za mnie cierpiał Pan straszliwie, Za mnie kielich pił goryczy, Ja przybiłem Go do krzyża, A On umarł za mnie!
Tak, umarł za najnikczemniejszych z nikczemnych, jak również za najlepszych, za najbardziej upadłych grzeszników, jak i za tych, którzy są dobrzy i moralni. Nikt nie poszedł tak daleko, nikt nie był tak bardzo poniżony. Pan Jezus jest mocen zbawić najgorszych, jakich sobie możemy wyobrazić. A przecież nie jesteś aż tak wielkim grzesznikiem, więc On może zbawić i ciebie.
W rzeczywistości tylko grzesznik może rościć sobie do Niego prawo w ogóle. „Chrystus Jezus przyszedł na świat, aby zbawić grzeszników" (1Tym. 1:15). A Jezus sam powiedział: „Nie przyszedłem sprawiedliwych wzywać do pokuty, ale grzesznych" (Marek 2:17). Jeśli utrzymujesz, że jesteś dostatecznie dobry, to w takim razie nie potrzebujesz Go w ogóle. Ale jeśli jesteś biedny i winien, jeśli jesteś zgubionym grzesznikiem, nie mającym w sobie sprawiedliwości, to w takim razie jesteś jednym z tych, dla których On przyszedł.
Przyjacielu, błagam cię w imieniu mojego Zbawiciela, abyś już teraz zajął stanowisko, uznając się za zgubionego i winnego grzesznika i abyś apelował do Zbawcy. Polegaj na Jego dziele, jakiego dokonał dla ciebie, a nie na swoich czynach. Przyznaj, że nie masz nic do dania, że nie masz własnych zasług i oprzyj się na tym, czego On dokonał dla ciebie na krzyżu Golgoty. Oprzyj swe stopy mocno na skale, którą jest Jezus Chrystus, bo to Jego sprawiedliwość i Jego dzieło muszą być podstawą twojego zbawienia.
Wykazałem już naturę tego, co fałszywe i tego, co prawdziwe. „Oświadczam się dziś przeciwko wam niebem i ziemią, żem żywot i śmierć przedłożył przed oczyma twymi... przetoż obierz żywot, abyś żył". Wybieraj! — wybierz, wybierz Chrystusa. „Złóż swą ufność w Panu Jezusie, a będziesz zbawiony". Czy zechcesz to uczynić? Uczyń to teraz.