Jezus jako Chrystus

Wszyscy piszemy rok 1935. Rok 1, rok narodzenia Jezusa, dzieli historię świata na dwie połowy: przed Chrystusem i po Chrystusie. W ten sposób uznaje się zewnętrznie przyjście Jezusa jako przełom świata. Można się dziwić, że tak niepozorne wydarzenie miało tak niezwykłe następstwa historyczne. A jednak: to wszystko nic. Może przyjść taki czas, kiedy zmieni się kalendarz, ustanowi się inny rok 1, inne święta, dzielące rok. Jezus jako światowo-historyczne zjawisko jest, jak zresztą każde światowo-historyczne zjawisko, prochem, znikomością.

Kim był Jezus? Wielki święty mąż, większy od wszystkich świętych? Założyciel religii, największy ze wszystkich? Najlepszy wzór? Jeżeli Jezus tym jest, wówczas jest On, jak każdy wielki mąż, prochem i przyjdzie czas, kiedy nikomu nie będzie miał nic do powiedzenia. Kim był Jezus? Jak długo stawiasz pytanie w ten sposób, pozostajesz w „rozważaniach światowo-historycznych", które są zupełnie interesujące, ale w gruncie rzeczy obojętne. Pytaj: Kim jest Jezus? Kim jest dla ciebie? Czy może człowiek, który żył dwa tysiące lat temu, być czymś dla mnie? Nie. To, co było, przeminęło i żyje tylko we wspomnieniach. To, co było, ostatecznie nic ciebie nie obchodzi. Otóż dlatego ma On dwa imiona: Jezus — Chrystus. Jezusem nazywa się dla wszystkich, znających Go z historii. Jeżeli jest tylko tym, nie znaczy On dla ciebie nic. Jezusem Chrystusem natomiast nazywa się dla tych, którym Bóg objawił w Nim swoją własną tajemnicę. Tego imienia, Chrystus, nie możemy sami Jezusowi nadać. Chrystusem, Zbawicielem, Wybawcą jest tylko dla tego, którego Bóg w Nim zbawia. Gdybyśmy jutro w gazetach przeczytali, że w Betlejem, w Palestynie, wytrysło źródło o zupełnie cudownych właściwościach i kto napije się tej wody, zostanie uzdrowiony — cóż by to była za pielgrzymka do Betlejem! „Tylko tam jest uzdrowienie" — mówiono by. A oto większa rzecz stała się w Betlejem: tam wy trysnęło źródło Boże i kto z niego pije, „nie umrze na wieki". Jak to jest możliwe? Co to znaczy?

Jezus jest człowiekiem. Ale w tym życiu ludzkim stało się coś, co nigdy się nie zdarza: w Nim Boża wola, Boży plan, Bóg sam, którego nie znamy, lecz tylko domyśleć się możemy, stały się poznawalne. „Kto mnie widzi, widzi Ojca". Jezus Chrystus nazywa się to jedyne „miejsce" na świecie, gdzie można zobaczyć Boga; i widząc tam Boga, widzimy też siebie samych, tak jak w innym przypadku nie możemy zobaczyć siebie w prawdzie. Z siebie samych nie wiemy, kim jesteśmy. Właściwie nie wiemy dobrze, co to znaczy: Bóg stworzył człowieka na swój obraz. Nie wiemy też dobrze, że jesteśmy grzesznikami i to zgubionymi. O jednym i o drugim można jedynie wiedzieć, gdy się pozna Boga. Lecz my Boga nie poznajemy. Kim Bóg jest i kim my jesteśmy, to w Jezusie Chrystusie Bóg sam nam objawia. Bóg musiał, jako człowiek do nas przyjść, aby nam siebie samego, naszą własną naturę i nasz własny grzech ukazać. Lecz On przyszedł i pokazał się nam samym, aby nas poprowadzić z kłamstwa do prawdy, z zatracenia ku zbawieniu, ze zguby i śmierci ku życiu, i ku błogości.

Lecz nie znaczy to, że Bóg ukazał nam obraz, zaczarowane zwierciadło, okno, przez które możemy zajrzeć do centrum wszechrzeczy, w tajemnicę Boga i w naszą tajemnicę. Nie jako widzowie możemy zobaczyć w Jezusie Chrystusa, lecz wówczas tylko, gdy czujemy, że do nas mówi, gdy pociągani bywamy do odpowiedzialności, gdy postawieni jesteśmy wobec decyzji. Jezusa jako Chrystusa może poznać tylko ten, kto Bogu w Jezusie pozwala do siebie mówić. Dopóki się do tego wołania nie powie „tak", nie „widzi" się nic — nic, jeno owego osobliwego człowieka Jezusa z Nazaretu. Gdy inni mówią: On jest Zbawicielem, Wybawcą — nic ci to nie pomaga, równie mało, jakbyś doznawał rozkoszy z tego, że komuś innemu podoba się obraz. Ty sam musisz Go poznać i móc powiedzieć do Niego „tak". To oznacza wierzyć. Nie dla obserwatora, nie dla myśliciela, badacza, znawcy historii jest Jezus Chrystusem, lecz jedynie i wyłącznie: dla wierzącego. „Kto we mnie wierzy, choćby też umarł, żyć będzie", tylko ten pije ze źródła życia.

Wszystkim jest ogłoszone: Oto przybytek Boga wśród ludzi! Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata! Oto ten, w którym Bóg twoją bezbożność odkrywa, a mimo to dziecięciem swoim ciebie nazywa! Istota rzeczy tkwi w tym, czy my to poselstwo tylko słyszymy, czy też nam ono trafia do serca, czy uznajemy je za prawdę, a to znaczy: czy my w Jezusie widzimy przychodzącego do nas Boga i czy słyszymy Jego głos, przywołujący nas. Gdzie tak się dzieje, tam jest Jezus nie tylko Jezusem z Nazaretu, wielkim Świętym, lecz tam doznajemy tego samego uczucia, co Piotr, który powiedział: Zaprawdę ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego! Tam powie też do ciebie: Błogosławiony jesteś, ciało i krew ci tego nie objawiły, lecz Ojciec mój w niebiesiech. Gdzie się to stanie, tam jest Boże Narodzenie.

Syn Człowieczy

Czy wiesz, czym jest człowiek? Niezgłębioną zagadką, czymś dwuznacznym, nie, tysiącznacznym. Co ma jeszcze wspólnego morderca z Dusseldorfu z ojcem Bodelschwingem, albo z Elżbietą Fry, aniołem więźniów? Który z nich jest „człowiekiem", prawdziwym człowiekiem? Można stwierdzić, co to jest prawdziwy lis, pies, albo orzeł — ale co to jest prawdziwy człowiek? Czy może ty jesteś prawdziwym człowiekiem? Rzeczywiście? Nieprawda, to pytanie wskazuje nagle, skąd ta zagadka — człowiek pochodzi. Pochodzi stąd, że my nie jesteśmy tym, czym być powinniśmy. Coś podobnego można twierdzić tylko o człowieku. Tylko on ma swobodę być innym niż powinien być. No i teraz wszyscy jesteśmy inni, niż być powinniśmy. To, o czym mówi opowiadanie o stworzeniu, już nie jest prawdą: „Bóg stworzył człowieka na swój obraz". Widzieliście już obrazy z wojny światowej: człowiek w hełmie stalowym i z maską gazową naciera w pochylonej postawie z obnażonym bagnetem naprzód — czy to jest obraz Boga? A może szatana? Raczej którym z nich bardziej? I tym człowiekiem mógłbyś być ty. To tylko „przypadek", że tak nie musiał wyglądać twój mąż, brat lub syn. Obraz Boga! Myślimy o tych zagłodzonych do kształtu szkieletów w Chinach, o tych nędzarzach w domach dla obłąkanych, więzieniach, w szpitalach, o pijaku, który w domu wszystko tłucze, o synu marnotrawnym, który na obczyźnie trwoni wszystko na rozpustne życie, pomyślmy, że my sami też jesteśmy takim synem marnotrawnym, który do ojca tylko powiedzieć może: „Ojcze, nie jestem godzien nazywać się synem twoim...". Powiedzcie, gdzie tu pozostał obraz Boga? Może to tylko bajeczka? „Przecież wiemy, jacy są ludzie... Znam trochę ludzi i wiem...". Któż może uwierzyć temu niesłychanie wielkiemu słowu o Bożym stworzeniu człowieka! Prawdziwy człowiek, to jest właśnie taki ideał, którego w rzeczywistości się nie spotyka.

Lecz skąd to pochodzi, że w ogóle znamy taki ideał? Skąd to pochodzi, że każdy człowiek zupełnie dokładnie wie: nie jestem prawdziwym człowiekiem, nie jestem bez zarzutu? Skąd ten miernik, skąd obraz tego, czym „właściwie" być powinniśmy? A skąd ten niepokój i ten ból, że takimi nie jesteśmy? Gdy syn marnotrawny stanął u szczytu swojej nędzy i pasł świnie, przypomniał sobie dom rodzinny i wtedy łkał z tęsknoty: o jakżeż zupełnie inaczej było tam! W skrytości nam wszystkim wiedzie się podobnie. Ów „ideał" stoi przed nami jak pożółkła fotografia nasza, świadcząca o tym, „jak wyglądaliśmy kiedyś". Blady, omal już nie do rozpoznania obrazeczek. Prawie uwierzyć nie możemy, że to „jest ten człowiek".

A oto jest i stoi przed nami, nie jako idealny obraz, lecz jako prawdziwy człowiek z ciała i krwi. „Oto człowiek", obraz Boga. To jest Jezus, człowiek, jakim go Bóg chciał mieć, gdy Go stworzył, człowiek, który całkowicie żyje „w tym, co jest Jego Ojca". „Moim pokarmem jest to, że czynię wolę Bożą i wypełniam Jego dzieło". Tak, On nie tylko mówi, lecz takim też jest we wszystkich opowiadaniach i słowach, mówiących nam o Nim w Ewangeliach. „Syn Człowieczy", Ten, przed którym trzeba stanąć i powiedzieć: Oto jest Ten nareszcie, którego szukałem — człowiek, prawdziwy człowiek.

Lecz co my mamy z tego ostatecznie, że kiedyś przed 1900 laty żył taki? Przecież my jesteśmy tym, czym jesteśmy, a więc nie prawdziwymi ludźmi. Atoli ten człowiek Jezus ma nam coś do powiedzenia. Jestem posłany do ciebie od Ojca mojego — od Ojca twojego, aby ci powiedzieć, że chcę ciebie takim uczynić, jakim ja jestem. Masz się stać tak prawdziwym jak ja. Jak to, ja? Tak jest, ty! Przecież to jest niemożliwe, gdyż ja jestem takim nieprawdziwym człowiekiem; ze mnie nikt nie potrafi zrobić coś zupełnie prawdziwego. Pewnie, ty masz rację. Tego nikt nie potrafi z wyjątkiem Boga. A on chce to zrobić. Jezus Chrystus przyszedł nie tylko po to, aby nam pokazać prawdziwego człowieka, lecz aby nam powiedzieć: Bóg chce ciebie znowu takim uczynić. Takim masz się stać. Nawet jeszcze więcej: masz się stać takim jak Jezus Chrystus, który wszedł do wieczności: „Gdyż my wiemy, że gdy objawione będzie, czym się staniemy, będziemy równi Jemu". Oto jest radosna nowina. Najbardziej cierpimy przecież sami, nawet gdy o tym nie wiemy, nawet gdy sądzimy, że przyczyna naszego utrapienia i cierpienia leży poza nami. Najgłębszą przyczyną wszystkiego, co nie jest prawdziwe, jest to, że sami nie jesteśmy prawdziwi. I dlatego największą nowiną, którą możemy usłyszeć, jest: jeszcze wszystko będzie w porządku. Pomyślcie, jak musi być na duszy ślepemu, gdy słyszy: odzyskasz swój wzrok, albo ułomnemu, gdy słyszy: staniesz się znowu zupełnie prostym i całym! A przecież to są wszystko rzeczy zewnętrzne. Wewnętrznie mamy się znów stać. prawdziwi, prości, cali i pogodni, i to przez łaskę Bożą. „Z tego macie się radować". I to jest poselstwo o Synu Człowieczym.

Syn Boży

Nikt nie może wiedzieć, kim jest Bóg. Najuczeńszy i najpoczciwszy nie wie więcej niż najgłupszy. Wprawdzie w nas wszystkich, którzy jesteśmy ludźmi, mieszka w sercach wyczucie czegoś, co wyższe jest od nas samych, przeczucie pewnej mocy, rządzącej tym, co istnieje i nadającej prawo wszystkiemu, co żyje. Lecz jak ciemne i zagmatwane jest to przeczucie, o tym świadczy historia ludzkości i codzienne życie. Czegóż sobie ludzie nie wyobrażają, gdy słyszą słowo „Bóg" i „Boski" i jakże wielu nic przy tym sobie nie myśli! Któż może rzec: Wiem, kim jest Bóg? Wiem, czego pragnie i co zamierza? Tyle wiemy o Bogu: On jest tą wielką tajemnicą. A mimo to jedno wiemy, choć niewyraźnie, że między nami a Bogiem nie jest tak, jak być powinno i że stąd pochodzi wszystko, co nie jest właściwe. Jednego i drugiego usunąć nie potrafimy: ciemności wokoło Boga i ciemności obok nas. Czy może jedno i drugie oznacza to samo?

„Nikt nigdy Boga nie widział, lecz jedno-rodzony Syn, który był w łonie Ojca, ten objawił Go". Dlaczego apostołowie i pierwsi chrześcijanie nazywali Jezusa Synem Bożym? Dlatego, że na Nim spostrzegali, kim jest Bóg. Jakim jest Jezus, takim jest Bóg, iż im dane było poznać, że Jezus pozostał nie tylko człowiekiem szlachetnym, pełnym miłości, lecz że w Nim dane im było oglądać istotą Boga. To było błogie wydarzenie ich wiary, to była radosna nowina. W Nim przemawia do nas Bóg. Dlatego nazywali Go też pierwsi chrześcijanie Słowem Bożym. Prorocy byli przez Boga powołani i upoważnieni do zwiastowania Słowa Bożego. A jednak nie było to jeszcze właściwe Słowo Boże. Mimo wszystko byli to tylko prorocy, którzy mówili, a nie Bóg sam. Oni byli Jego narzędziami, Jego tubą, ale On sam pozostał ukryty i odległy. Żaden prorok nie mógł powiedzieć: patrz na mnie a dowiesz się, kim jest Bóg.

A mimo to mieli prorocy coś, czego nikt w dziejach świata nie posiadał, ani owi wielcy mądrzy Chińczycy, ani greccy filozofowie, ani hinduscy święci: poselstwo od Boga samego. Oni mieli wprawdzie Słowo Boże; ale nie byli sami Słowem Bożym. I dlatego właśnie wiedzieli, że przed nimi jest jeszcze coś o wiele większego; wskazywali na przyszłość, na zbliżającego się Mesjasza. Jeszcze ostatni z proroków, Jan Chrzciciel, tak powiadał: Po mnie przyjdzie Ten, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u obuwia jego. Ten, który czymś więcej jest niż prorok.

Kto jest czymś więcej niż prorok? Tylko Jeden może nim być, kto Słowo Boże nie tylko ma, lecz kto Słowem jest. Ten, kto nie tylko zbawienie zwiastuje, przepowiada, lecz je daje. Ten, komu Bóg nie tylko, jak prorokowi Słowo swoje w usta wkłada, lecz który o Bogu mówi, gdy z siebie mówi, który w sobie samym posiada źródło Słowa Bożego. Ten, kto nie jako człowiek pełen zdumienia stoi przed tajemnicą Boga, lecz kto sam tajemnicę Boga odsłania. Tym nie może być żaden człowiek. Żaden człowiek nie może być czymś więcej niż prorokiem. Ponad prorokiem stoi tylko On sam, który proroka wyposaża, On, który Słowo daje, Bóg. Tylko Bóg sam posiada Słowo i nikt nie może powiedzieć: ze mnie samego wychodzi Słowo Boże, z wyjątkiem tego, który jest Bogiem. Kto powiada: Jezus jest czymś więcej niż prorok, Jezus jest Słowem Bożym, ten dodaje jednocześnie: Jezus nie jest jedynie człowiekiem jak my, lecz On jest Bogiem samym.

To jest właśnie to Niepojęte i na tym Niepojętym opiera się wiara chrześcijańska. Wszystko inne mają poganie również: przykazania Boże, także przykazanie o miłości bliźniego, wszechmoc i mądrość Bożą. Lecz tego nie mają: Boga, który sam do człowieka przychodzi i siebie samego, jako Boga-człowieka ukazuje, że z nami chce przestawać i że on, mimo wszystko, nas się nie wstydzi, lecz miłuje i do godności doprowadzić pragnie.

Takiego Boga, który się do ludzi zniża, jak gdyby był jednym z tych ludzi — tego Boga poganie nie mają. Tego Boga znamy właśnie tylko dlatego, że przyszedł do nas z nieba, że zniżył się do nas upadłych i objawił się w Jezusie Chrystusie.

Nie każdy go ma w Jezusie Chrystusie. Zależy od tego, kim Jezus dla tego czy innego jest. Dla kogo Jezus jest tylko człowiekiem — choćby największym, najpobożniejszym, najszlachetniejszym, najmądrzejszym, największym ze wszystkich twórców religii i świętych — ten nie ma tego Boga. „Kto nie ma Syna, ten nie ma także Ojca". Dzieje się z nim tak, jak z posiadaczem banknotu, na którym napisane: „1000 fr.". Jeżeli sądzi, że to jest banknot sfałszowany, wówczas ma bezużyteczny, bezwartościowy papier. On nie posiada 1000 franków. Kto nie wierzy, że w Jezusie przyszedł do nas sam Bóg, ten nie poznaje także Boga, który w Jezusie Chrystusie, w tym przyjściu do nas, się objawia. On nie zna łaskawej woli Bożej, a tajemnica Boga, Bożego planowania nie jest mu ujawniona. Pojednanie Boże dla niego się nie dokonało; Jezus Chrystus nie stał się dla niego ani Słowem Bożym, ani czynem Bożym. On nie jest dla niego Zbawicielem. Albowiem człowiek nie może nas zbawić. Tego dokonać może tylko Bóg sam, to jest tylko w mocy Jezusa Chrystusa, jeżeli Bóg sam, jako Zbawiciel w Nim tkwi.

Wielkich ludzi powinniśmy szanować; święci ludzie są dla nas błyszczącymi wzorami. Ale żaden wielki i święty człowiek nie może nam odsłonić tajemnicy Boga i z Bogiem nas połączyć; nikt nie może nam zmazać winy i zapewnić nas o pełni życia wiecznego. To może jedynie sam Bóg i to czyni On w Jezusie Chrystusie, który właśnie dlatego nie jest wielkim człowiekiem, lecz Bożym Synem. „Jak to się dzieje, że Bóg jako człowiek do nas przychodzi?". Tego nie wiem; nie wiem nawet, w jaki sposób coś żywego, w jaki sposób człowiek powstaje. To jest Boża tajemnica stworzenia. O ile większą tajemnicą jest to, że Bóg stał się człowiekiem. Lecz to, co ja wiem i z czego jako chrześcijanin codziennie radować się mogę, wypływa z tego, że mi Bóg w Synu Swoim Miłość swoją daruje i że wszystkich nas obdarować pragnie, którzy w Niego, Syna, wierzą.

Rozdziały 15,16,17 książki "Nasza wiara".
Wydawnictwo: "Słowo Prawdy" - Warszawa 1963