Wielkanoc na pierwszym miejscu nie jest pocieszeniem tylko, ale wyzwaniem. Poselstwo Wielkanocy jest albo najpotężniejszym faktem w historii, albo też jest ono gigantycznym oszustwem. Wydaje się, że z faktu tego najwyraźniej zdawano sobie sprawę już za dni wczesnego kościoła. Z jednej strony znajdowała się mała grupka mężów i niewiast, która świat cały przewróciła dosłownie do góry nogami dzięki zwiastowanemu całym sercem poselstwu o cudzie zmartwychwstania, który dokonał przemienienia ich życia. Z drugiej zaś strony widzimy tych, którzy gwałtownie starali się zaprzeczyć całej tej historii jako okropnemu bluźnierstwu. Jeśli o nas chodzi, trudno nam. jest widzieć zagadnienie to całkiem jasno i wyraźnie, a to z tej przyczyny, że nasz wiek jest wiekiem tolerancji, a także jest to wiek, w którym do wielu rzeczy podchodzi się bardzo podejrzliwie, oskarżając tego czy tamtego o fanatyzm. Większość ludzi w ogóle nie ma zamiaru atakować poselstwa o Wielkanocy, a jednak wierzą w nie tylko połowicznie. Dla tych ludzi jest to tylko przepiękna opowieść, pełna duchowej wymowy. Więc po co się martwić, czy to rzeczywiście polega na autentycznych faktach!
Ale w ten sposób podchodząc nie trafiamy w sedno sprawy. Albo poselstwo to jest czymś nieskończenie większym, aniżeli tylko piękną opowieścią, albo też jest rzeczą nie posiadającą najmniejszego znaczenia. Jeśli ono jest prawdziwe, to jest tutaj mowa o najważniejszym fakcie dziejów ludzkości, a jeśli ktoś nie dostosuje swojego życia do wniosków, które z tego faktu wypływają, to człowiek taki musi ponieść niepowetowaną stratę. Jeśli jednak poselstwo to nie jest prawdziwe, jeśli Chrystus nie powstał z martwych, wówczas całe chrześcijaństwo jest tylko oszustwem, które zostało narzucone całemu światu przez gromadkę bezczelnych kłamców, albo, jeślibyśmy to już chcieli najłagodniej wyrazić, przez garstkę zwiedzionych prostaków. Apostoł Paweł sam zdawał sobie z tego sprawę. gdy pisał następujące słowa: ,,A jeśli Chrystus nie został wzbudzony, tedy i kazanie nasze daremne, daremna też wiara wasza. Wówczas też byliśmy fałszywymi świadkami Bożymi, bośmy świadczyli o Bogu, że Chrystusa wzbudził, którego nie wzbudził, skoro umarli nie bywają wzbudzeni" (1Kor. 15:14-15).
A tak o to tutaj chodzi. Jest rzeczą dla nas bardzo żywotną, aby wybrać i zająć jedno albo drugie stanowisko. Alę jakżeż możemy to uczynić, skoro to wszystko stało się już tak dawno? W jaki sposób możemy zbadać materiał dowodowy?
Sprawa ta w rzeczywistości nie jest jednak tak całkiem niewykonalna, jakby się wydawało, albowiem można podejść do tego zagadnienia przynajmniej w dwojaki sposób: Możemy zbadać dowody i materiały historyczne celem ustalenia, czy one są współczesne tym wydarzeniom, czy są rzetelne i przekonywujące, i czy materiały te się nadają i czy są do przyjęcia dla naturalistycznej interpretacji. Jako drugą możliwość, albo jako dodatek do tej pierwszej możliwości, możemy jeszcze zastosować tutaj próbę osobistego doświadczenia i doświadczyć istnienia i działalności zmartwychwstałego Chrystusa w naszym własnym życiu i w życiu innych ludzi. W tym referacie jesteśmy jednakże na pierwszym miejscu zainteresowani tylko pierwszą z tych dwóch możliwości.
Na jakich dokumentach wobec tego opiera się poselstwo wielkanocne? Na pierwszym miejscu na podstawie pisemnego świadectwa sześciu świadków, to znaczy: Mateusza, Marka, Łukasza, Jana, Pawła i Piotra, których świadectwo zostało potwierdzone przez cały wczesny Kościół Chrześcijański.
Ale ludzie w dobie obecnej nie zdają sobie w dostatecznej mierze sprawy z tego, jak ogromny postęp zrobiła współczesna wiedza, jeśli chodzi o ustalenie daty i autorstwa tych pisanych dokumentów. W 19-tym wieku szereg ludzi niewierzących, wyposażonych w wielką wiedzę, robiło ogromne wysiłki, aby udowodnić, że Ewangelie zostały napisane w połowie drugiego wieku po Chrystusie (to jest około 100 lat po opisanych wypadkach), czyli że w opisach tych mogła odegrać rolę legenda, a także i wyobrażenia. Ale ta próba zupełnie zawiodła, zmiażdżona potęgą dowodów historycznych, które coraz bardziej wzrastają na sile w miarę upływu lat.
Pisane świadectwa są więc niezwykle wczesne. Zwróćmy może uwagę przez chwilę na trzy przykłady.
1). Paweł podaje nam w 15-tym rozdziale swojego 1Listu do Koryntian szczegółową listę kilku zjawień się Chrystusa po zmartwychwstaniu. Moglibyśmy powiedzieć, że chyba nie było takiego naukowca, który by wątpił, że 1List do Koryntian nie jest autentycznym dokumentem. A data napisania tego Listu została przyjęta powszechnie jako nie później jak 56-ty rok naszej ery. Ale apostoł pisze, że on nie tylko już poprzednio podał swoim czytelnikom te informacje ustnie (to znaczy w 49-tym roku naszej ery), ale że on sam „otrzymał" te wiadomości prawdopodobnie od tych, którzy już byli apostołami przed nim (Gal. 1:18-19). A to jeszcze powoduje cofnięcie się wstecz do 40-go roku naszej ery, to znaczy do okresu odległego zaledwie około 10 lat od ukrzyżowania.
2). Marek podaje nam w swojej Ewangelii dalsze sprawozdania zjawień po zmartwychwstaniu, które są poprzedzone opowieścią o próżnym grobie. Obecnie wszyscy są zgodni z tym, że Ewangelia Marka przedstawia ustne nauczanie Piotra i że Ewangelia ta została napisana bardzo wcześnie. Niektórzy współcześni uczeni wierzą, że Ewangelia ta w języku aramejskim istniała już w 44-tym roku po narodzeniu Chrystusa.
3). Trzecim naszym świadkiem jest Łukasz, który też wielce nam pomaga w uzupełnieniu naszych wiadomości, i to zarówno jeśli chodzi o sprawę odwiedzin przy grobie, jak i następujące potem pojawienia się Pana Jezusa. Łukasz również podaje nam najpełniejsze sprawozdanie, jakie posiadamy, jeśli chodzi o wczesne apostolskie opowiadanie Ewangelii. Trzecia Ewangelia i Dzieje Apostolskie nie tylko zostały ogólnie przyjęte jako prawdziwe utwory Łukasza, tego „umiłowanego lekarza", ale szereg uczonych, takich jak Sir William Ramsay i inni wskazują na to, jak bardzo dokładnie z punktu widzenia historii Łukasz wszystko przedstawił.
Takimi więc są nasi pierwsi trzej świadkowie. A tych wybraliśmy dlatego, ponieważ ich świadectwo ma taki charakter, że żaden nieuprzedzony krytyk nie może ich pominąć jako niegodnych rozważenia, i to zarówno jeśli chodzi o sprawę autorstwa, jak i wczesną datę powstania ich pism. Musimy również i o tym pamiętać, że świadectwa Mateusza, Jana i Piotra są równie autorytatywne, jak i te, o których mówiliśmy przed chwilą.
Cóż więc powiemy o tych materiałach dowodowych? Są one niewątpliwie bardzo wczesnej daty. Wiele z tego, co w nich zostało napisane, pochodzi już z pierwszej dekady ery chrześcijańskiej. Znaczy to, że materiały z tego okresu, w którym wypadki te miały miejsce, muszą zostać przyjęte, przynajmniej z tego powodu, że. w przeważającej części są to pisma naocznych świadków. Choć będziemy chcieli podejść do tego zagadnienia krytycznie, nie przyjmując niczego jako pewnika, to jednak jakżeż można by nie wyciągnąć odpowiednich wniosków z tego, co pisma te podają?
Dokonano jednak szeregu prób, aby jakoś się wykręcić z wyciągnięcia odpowiednich wniosków, a my będziemy teraz chcieli przyglądnąć się pokrótce kilku takim próbom.
Najradykalniejsza z wszystkich teorii jest ta, w której proponuje się, ażeby tę całą historię zbagatelizować, nazywając ją po prostu świadomym, kłamliwym wymysłem. Ale nie ma bodajże ani jednego inteligentnego krytyka, który odważyłby się pójść aż tak daleko. Dowody bowiem, które mówią o czymś wręcz przeciwnym, są przygniatające. Proszę najpierw pomyśleć o ilości świadków. Apostoł Paweł powiada, że w roku 56-tym po Chrystusie większość z ogólnej cyfry pięciuset świadków, którzy wówczas oglądali zmartwychwstałego Pana, jeszcze żyła. A musimy pamiętać o tym, że większość wszystkich tych pism wychodziła w świat jak gdyby na mocy kolektywnego autorytetu całego wczesnego Kościoła. Proszę też pomyśleć i o charakterze świadków. Ludzie ci nie tylko dali światu najwyższą w swoim rodzaju naukę moralną i etyczną, jaką świat ten kiedykolwiek dotąd znał, ale ludzie ci poziom ten zademonstrowali w swoim własnym życiu, co musieli przyznać nawet ich przeciwnicy. Rozważcie też proszę tę fenomenalną zmianę, której doznali ci właśnie ludzie w związku z tym domniemanym jakby wymysłem. Czy można sobie wyobrazić, żeby ordynarne kłamstwo mogło zamienić gromadkę tchórzów na bohaterów i natchnąć ich do życia pełnego poświęceń — do życia, które jakże często kończyło się męczeńską śmiercią? Psychologia uczy i dowodzi niezbicie, że nic nie czyni człowieka bardziej skłonnym do tchórzostwa, jak świadomość popełnionego kłamstwa, które niepokoi jego sumienie. Czyż nie jest poza tym rzeczą prawdopodobną, że w chwili jakiegoś rozczarowania albo dotkliwego bólu, ktoś, chociażby jeden tylko z uczestników tej konspiracji, wydałby tę tajemnicę?
Może niektórzy byliby skłonni użyć nieco łagodniejszego terminu i określić te sprawozdania jako legendy. Ale i to jest zupełnie niemożliwe, albowiem już stwierdziliśmy, że dokumenty te zostały napisane zbyt wcześnie, aby zaistniała możliwość, żeby miały czas urosnąć jakieś legendy. Jeśli bowiem legendy już zostają rozszerzane i zapisywane przez autentycznych, naocznych świadków, to nie można ich wprost odróżnić od kłamstw, które zostały z premedytacją podane ogółowi. Ale obok przyczyn, które już stwierdziliśmy, a które nakazują nam odrzucić pogląd, iż mamy do czynienia z legendami, charakter dowodowy samych tych relacji w sposób bardzo wyraźny temu całkowicie zaprzecza, albowiem istnieje wiele rozmaitych takich szczegółów, których twórcy legend z całą pewnością nie pominęliby (na przykład opisanie samej sceny zmartwychwstania albo opisanie zjawienia się Chrystusa swoim wrogom w celu ich pognębienia). A takich właśnie opisów tutaj w sposób znamienny brak zupełnie — tak jak nie ma absolutnie żadnej próby, aby opisać pojawienie się Chrystusa Jakubowi, czy innym. A ponadto, jakiż fałszerz byłby skłonny opisywać na pierwszym miejscu pojawienie się, które Pan darował Marii Magdalenie, niewieście, która nie miała żadnego wysokiego stanowiska w Kościele? Czyż fałszerz taki nie byłby raczej skłonny czci tej przypisać najpierw Piotrowi, albo Janowi umiłowanemu, albo też Marii, własnej matce Pana Jezusa? Czyż oprócz tego ktoś, kto czyta historię tego spaceru do Emaus, albo pojawieniu się Pana Marii Magdalenie, albo relację o tym, jak Piotr i Jan biegli do grobu, nie może oprzeć się głębokiemu przekonaniu, że relacje te nie są bynajmniej legendą? Opisy te są bowiem zbyt poważne i umiarkowane w swoim stylu, szczegóły zbyt prawdziwe i tchnące życiem. A w końcu obie te teorie całkowicie się załamują w obliczu faktu, że grób był pusty.
Jest niewiele takich uczonych, którzy by choć na chwilę zastanawiali się nad tymi teoriami jako nad prawdziwymi. Wręcz przeciwnie. Jedyne racjonalistyczne interpretacje, jakie posiadają pewne znaczenie, przyznają, że dokumenty te są napisane szczerze, ale usiłują wyjaśnić je bez uciekania się do czegoś ponadnaturalnego. Wszystkie te próby starają się poza tym w charakterystyczny sposób zrobić bardzo ostre rozróżnienie pomiędzy opisami, które mówią o odwiedzinach przy grobie, a tymi, które mówią o właściwych już pojawieniach się Pana. Najpierw te odwiedziny przy grobie opisuje się w najrozmaitszy, bardzo wyszukany sposób, a potem pojawienia się Pańskie uważa się za jakieś psychologiczne albo metapsychiczne zjawiska.
Na pierwszym miejscu musimy więc teraz zastanowić się nad tymi relacjami, które dotyczą grobu.
1). Najwcześniejszym wyjaśnieniem faktu, że grób był pusty, było to, iż uczniowie jakoby zwłoki ukradli (Mateusz 28:11-15). Obecnie jednak tego rodzaju interpretacja została całkowicie zarzucona. Propozycja taka jest bowiem niemożliwa zarówno z psychologicznego jak i etycznego punktu widzenia. Uczniowie bowiem nie byli tego rodzaju ludźmi, którzy byliby w stanie dokonać takiego przedsięwzięcia. Nawet sobie nie można tego wyobrazić. Nie można im także przypisać tego rodzaju świadomego oszustwa, jeśli weźmie się pod uwagę ich charaktery, a także sposób ich zachowania się w dniach i lotach, które potem nastąpiły. A nawet, jeśliby tylko kilku z nich na samym początku podjęło jakąś akcję na własną rękę, jest rzeczą nie do pomyślenia, aby oni o tym nigdy nie powiedzieli pozostałym. Czy jest także rzeczą całkiem logiczną, aby przypuszczać, że żaden z nich, nawet przechodząc tortury i męczeństwo, nie powiedział ani słowa, ani nie zdradził tej tajemnicy choćby jednym słowem? A więc czyż na przestrzeni wieków żadna — najmniejsza nawet relacja, czy jakaś pogłoska pochodząca z łona samego wczesnego Kościoła nie byłaby dotarła do naszych czasów?
2). Bardziej prawdopodobną wydaje się propozycja, że ciało Pana Jezusa zostało usunięte albo przez władze żydowskie względnie rzymskie, albo też przez Józefa z Arymatyi. Ale dla jakiej przyczyny? Im bardziej się studiuje wszelkie możliwe przyczyny, które mogłyby spowodować usunięcie ciała, wraz z wszystkimi możliwościami i okolicznościami, które się tutaj sugeruje, tym bardziej okazuje się, że i to jest nieprawdopodobne. Ale jest jeszcze jedna okoliczność, która ma o wiele bardziej decydujące znaczenie: Jeśli władze dokonały usunięcia ciała, to dlaczego tego nie powiedziały i dlaczego w ten sposób nie ukręciły głowy wieści o zmartwychwstaniu już na samym początku? Trzeba pamiętać o tym, że przez okres siedmiu tygodni całe Jeruzalem aż wrzało od tych wieści i że władze nie tylko ogromnie pragnęły wytępienia tej niebezpiecznej herezji, ale nawet żaliły się na apostołów, jak czytamy w Dziejach Apostolskich, rozdział 5-ty w wierszu 28, mówiąc:
„Chcecie ściągnąć na nas krew człowieka tego". Oskarżyli oni bowiem władze te publicznie o coś strasznego, a mianowicie o to, że zaparli się Świętego i Sprawiedliwego, a prosili o ułaskawienie mordercy (Dz.Ap. 3:14-15), i że zabili Dawcę życia, którego Bóg wzbudził z martwych. Dlaczego wobec tego najwyższy kapłan w tym momencie nie dokonał uroczystego oświadczenia, że ciało zostało usunięte z jego rozkazu, albo na podstawie polecenia otrzymanego od Rzymian? Dlaczego władze nie powołały jako świadków tych, którzy brali udział w usunięciu ciała? Dlaczego nie wskazali na prawdziwy grób, albo jako ostatecznym dowodem nie posłużyli się gnijącymi szczątkami ciała? Dlaczego, zamiast to uczynić, podano tę bardzo słabiutką historię o czynie dokonanym przez uczniów?
Jeśli chodzi o Józefa z Arymatyi, krytyk musi najpierw sobie wyraźnie zdać sprawę z tego, czy ma przyjąć stwierdzenie podane przez Ewangelię, a mianowicie, że był on tajnym uczniem, który powodowany czcią, jaką żywił dla swojego Mistrza, udostępnił grób (Ew. Mateusza 27:57), albo czy należałoby raczej przyjąć drugą możliwość, która jeszcze pozostaje, a mianowicie, że był to pobożny Żyd, któremu zależało na tym, ażeby dokonać pogrzebania ciała (a dlaczego tylko właśnie tego ciała, jak wydaje się to mieć miejsce?) — przed sabatem. Jeśli przyjmiemy pierwszy pogląd, to wydaje się jak najbardziej nieprawdopodobną rzeczą, aby on kiedykolwiek miał życzenie ciało z tego grobu przenosić gdzie indziej, i wydawałoby się rzeczą nie do wiary, aby on, nawet gdyby tak uczynił, nie zawiadomił o tym apostołów. A to przywodzi nas z powrotem do teorii oszustwa, którą rozważaliśmy w punkcie pierwszym. Jeśli zaś weźmiemy pod uwagę tę drugą możliwość, jest rzeczą równie nieprawdopodobną, aby Józef z Arymatyi działał bez uprzedniego porozumienia się z władzami, i jest rzeczą nie do pomyślenia, aby później, gdy całe Jeruzalem rozbrzmiewało wzdłuż i wszerz wiadomościami o zmartwychwstaniu, nie był poinformował o tym władz. I to znów nas doprowadza do tego samego zastrzeżenia, któreśmy już poprzednio w tym rozdziale przedyskutowali.
3). Dalszym przypuszczeniem jest to, że niewiasty pomyliły się, jeśli chodzi o sam grób. Będąc właściwie obcymi w Jerozolimie i przychodząc w półmroku bardzo wcześnie rano, po prostu się pomyliły i nie trafiły do właściwego grobu. Ale pewien młody człowiek, który akurat tam się kręcił, zauważył je, domyślił się, w jakim celu przyszły, i powiedział: „Wy szukacie Jezusa? Jego tutaj nie ma, oto (wskazując na inny grób) miejsce, gdzie Go położono". Ale niewiasty bardzo się przestraszyły i uciekły. A potem zaczęły wierzyć w to, że ten młodzieniec był aniołem, i że słowa jego oznaczały zmartwychwstanie ich Pana od umarłych.
To wygląda bardzo prawdopodobne. Jakkolwiek w zdaniu tym zostało naumyślnie opuszczone coś, co ma ogromne znaczenie a mianowicie ten fragment, który wyraźnie mówi:
„On zmartwychwstał". Albowiem to właśnie powiedział ów młody człowiek w samym środku swojej wypowiedzi. Ale jest rzeczą znamienną, że nawet i główni zwolennicy tej teorii zdają sobie sprawę, że nie wszystko jest tutaj takie proste i że czuli się zmuszeni przyznać, że sprawa się w pewnym sensie komplikuje. Oni wszyscy bowiem informują nas, na przykład, że niewiasty po ucieczce od grobu nie poinformowały apostołów natychmiast o tym, co się stało. W przeciwnym bowiem razie uczniowie byliby zaraz przyszli, aby sprawdzić, czy fakty te polegają na prawdzie, albo rozpoczęliby głosić o zmartwychwstaniu natychmiast, bez tych siedmiu tygodni zwłoki. Ten brak kontaktu pomiędzy niewiastami i apostołami krytycy ci w dalszym ciągu wyjaśniają założeniem, że apostołów już nie było, że uciekli z Jerozolimy do Galilei, skąd nie powrócili przed upływem około trzech tygodni, przynosząc sprawozdania pojawień się Pana Jezusa w Galilei. Dopiero wówczas niewiasty powiedziały im o swoich odwiedzinach przy grobie, a apostołowie do tego stopnia byli przejęci tymi mistycznymi i psychicznymi przeżyciami, które im przypadły w udziale, że zaczęli dopiero wtedy składać, iż dwa dodać dwa czyni co najmniej pięć!...
Ale dlaczego wszyscy apostołowie tak prędko uciekli? Niewątpliwie pobyt w Jerozolimie był dla nich w owym czasie bardzo niebezpieczny. Ale jeśli tak, to dlaczego pozostawili wszystkie swoje niewiasty w Jerozolimie? Niewątpliwie tego rodzaju postępowania nie można byłoby nazwać inaczej, jak tchórzostwem i brakiem wszelkiego poszanowania dla niewiast. A w każdym razie dlaczego niewiasty nie udały się w ślad za nimi? Dlaczego pozostały samotne przez długie trzy tygodnie, zupełnie sprzecznie z praktykowanym dotąd zwyczajem, skoro stosunki, które wówczas w Jerozolimie panowały, można było nazwać niebezpiecznymi? To wszystko jest bardzo trudnym do zrozumienia i zagadkowym.
Ale i ta teoria ostatecznie się załamuje dokładnie w tym samym punkcie, gdzie i poprzednia się załamała. Przecież gdyby tak właśnie wyglądały fakty, czy kapłani nie mogliby tego młodzieńca przedstawić wszystkim ludziom i w ten sposób całą tę historię zlikwidować, i wszystkie te złudzenia rozbić? I znowu pytanie: Dlaczego nie wskazali na właściwy grób, albo nie pokazali samych zwłok? Dlaczego też nie słyszymy już w starożytnych pismach ani słówka nawet o jakimś innym grobie, który by był tym prawdziwym grobem Chrystusa i który by się stał miejscem pielgrzymek, otoczonym wielką czcią. Wydaje się, że jest na to tylko jedna odpowiedź: Stało się tak dlatego, ponieważ zarówno przyjaciele jak i wrogowie wiedzieli, że jest tylko jeden prawdziwy grób i wiedzieli także, że ten grób jest pusty!
4). Istnieje jeszcze jedna' ewentualna możliwość, aby wyjaśnić te zjawiska. Koncepcja ta została wysunięta po raz pierwszy przez Venturiniego przy końcu 18-go wieku, a można ją przedstawić pokrótce jak następuje: Ewangelie nam podają do wiadomości, że Chrystus umarł nieco wcześniej aniżeli umierali skazańcy. Piłat sam był zdumiony, gdy usłyszał, że On już umarł (Marek 15:44). Ale w rzeczywistości oczywiście On jeszcze żył, ale tylko zemdlał z wyczerpania, które zostało spowodowane straszliwą męką ukrzyżowania i utratą krwi, i też w tym stanie został pogrzebany, ale chłód i cisza znowu przywróciła Go do życia, więc wyszedł z grobu i pokazał się swoim uczniom. A ci prostaczkowie mniemali, że On powstał z umarłych.
Brzmi to wprawdzie bardzo przyjemnie i dosyć wiarygodnie, a jednak tej teorii nie da się w żaden sposób utrzymać. Przede wszystkim najwcześniejsze sprawozdania jak najwyraźniej podkreślają fakt, że Pan Jezus umarł. Zainteresowani tą sprawą byli i Rzymianie i Żydzi i uczniowie. Jakkolwiek przeciwko chrześcijaństwu już od starożytności wysuwano bardzo wiele rozmaitych oskarżeń i podejrzeń, to jednak ani słówka, ani najmniejszej też sugestii tego rodzaju nikt nigdy nie słyszał.
Ale załóżmy na chwilę, że Chrystus istotnie został w ten sposób pogrzebany — omdlały z straszliwego wyczerpania. Jeśli tak, to jakże mielibyśmy uwierzyć w to, że po trzech dniach w zimnym grobie, bez żywności i bez żadnej opieki został On tak dalece przywrócony do życia, że zamiast aby ten pobyt w grobie okazał się nieuniknionym zakończeniem Jego ledwie tlejącego się życia, był w stanie uwolnić się od naładowanych maściami płócien grobowych, które Go otaczały i którymi był jak najdokładniej owinięty, że był w stanie odwalić kamień, co do którego dowiadujemy się, że trzy niewiasty się bały, że nie będą absolutnie w stanie nawet go ruszyć z miejsca, był w stanie przestraszyć rzymską straż, a potem potrafił przejść pieszo kilka mil, mając przebite boleśnie i straszliwie zranione nogi! Posłuchajmy na chwilę, co mówi na ten temat sceptyczny Strauss: „Jest rzeczą niemożliwą, ażeby istota, która wykradła się będąc na wpół umarłą z grobu, która musiałaby się chyba czołgać ze słabości i wielkiego bólu, która potrzebowała opieki lekarskiej, wymagała bandażowania, posilenia i cierpliwego czuwania przy niej, a która wreszcie musiała ulec swoim cierpieniom, mogła sprawić na uczniach wrażenie, że jest zwycięzcą nad śmiercią i grobem, że jest Księciem Żywota. A to wrażenie niewątpliwie stało się fundamentem całego ich przyszłego usługiwania. Spotkanie się z tak słabą, umierającą istotą w żadnym wypadku nie mogłoby zmienić ich smutku w entuzjazm i podnieść ich szacunek dla swojego Mistrza do rangi czci oddawanej Bogu".
A co więcej, taki Chrystus byłby sam uczestnikiem w bardzo wielkim, straszliwym oszukaństwie, a tego, jak sobie oczywiście możemy łatwo wyobrazić, żaden krytyk nie śmiałby nawet zasugerować.
Należy jeszcze zwrócić uwagę na dalsze trzy punkty dotyczące grobu.
1). Dlaczego nie znajdujemy w żadnych wczesnych relacjach dotyczących głoszenia Ewangelii przez apostołów, a mianowicie w Księdze Dziejów Apostolskich lub w Listach, żadnej wzmianki o tym, co opowiadały niewiasty? Zarówno Piotr jak i inni raz po raz z całym naciskiem podkreślali w swoich apologetycznych i ewangelicznych wypowiedziach odnośnie do faktu zmartwychwstania, że był on wypełnieniem starotestamentowych proroctw, że fakt ten udowadniał, że Ten, który w ten sposób został zmartwychwzbudzony, był posłany przez Boga i że obecnie został wywyższony jako Książę i Zbawiciel, i że Oni sami byli świadkami tego, co mówią. .Ale w całym ich publicznym występowaniu i w całej ich pracy ewangelizacyjnej nie znajdujemy ani jednej wzmianki o grobie. Tylko w Ewangeliach, będących zapisami sporządzonymi ku pouczaniu nowo nawróconych, którzy bardzo licznie zaczęli garnąć się do Kościoła, znajdujemy sprawozdania o tym, co przeżyły niewiasty. Z całą pewnością to dziwne pominięcie można wytłumaczyć tylko w jeden sposób, a mianowicie tym, że o pustym grobie wszyscy powszechnie dobrze wiedzieli, tak że nie było zupełnie potrzeba kłaść na to jeszcze szczególnego nacisku. Jedyną bowiem rzeczą, co do której były różnice zdań, to nie same fakty, ale wyjaśnienie tych faktów. I dlatego apostołowie koncentrowali się wyłącznie na wyjaśnianiu tych faktów.
2). A czym wyjaśnimy zupełne pomijanie, zupełny brak zwracania uwagi na grób, którym charakteryzują się czasy apostolskie? Nie ma żadnych śladów, jakoby grób miał się stać miejscem pielgrzymek, albo nawet czci, czy jakiegoś zainteresowania. Jeśli możemy to sobie jakoś wytłumaczyć — jeśli chodzi o tę małą garstkę mężów i niewiast, którzy byli przekonani o zmartwychwstaniu i którzy w nie wierzyli, to jak to wyjaśnić, jeśli chodzi o tę ogromną masę Żydów, którzy jakkolwiek nie byli wyznawcami chrześcijaństwa, to musieli jednak być pod ogromnym wpływem galilejskiego proroka, skoro wielu z nich odczuło nawet na sobie Jego uzdrawiające dotknięcie?
3). Określenie, którym posłużyliśmy się powyżej kilkakrotnie, a mianowicie: pusty grób, nie jest całkowicie dokładne. Z czwartej Ewangelii, z urywka, który ma tak żywy charakter, a przy tym jest tak skromny, że we wszystkim nosi cechy relacji naocznego świadka, dowiadujemy się następujących szczegółów o odwiedzinach Piotra i Jana u grobu: „Wyszedł tedy Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. A biegli obaj razem. Ale ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i pierwszy przyszedł do grobu, a nachyliwszy się, ujrzał leżące prześcieradła. Jednak nie wszedł. Przyszedł tedy i Szymon Piotr, który szedł za nim, i wszedł do grobowca i ujrzał leżące prześcieradła, oraz chustkę, która była na głowie Jego, nie leżącą z prześcieradłami, ale zwiniętą osobno na jednym miejscu. A wtedy wszedł i ów drugi uczeń, który pierwszy przybył do grobowca i ujrzał i uwierzył" (Jan 20:3-8). Tak więc widzimy, że prześcieradła, w które zawinięto ciało przed włożeniem do grobu, i chusta znajdowały się tam nadal, nie rozwinięte albo rozerwane, ale leżące dokładnie tam, gdzie się znajdowały poprzednio, tak jak gdyby ciało zostało po prostu z nich jakimś sposobem wyjęte, albo przez nie przeniknęło. Górna część osobno, oddzielona od dolnej części krótką przestrzenią gdzie była szyja — ale ciała nie było!
A tak pusty grób stanowi prawdziwie skałę o którą rozbijają się wszystkie racjonalistyczne teorie dotyczące zmartwychwstania. Wszystkie te teorie okazują się błędne.
Nie wolno nam jednak zbagatelizować, albo też pominąć, względnie wytłumaczyć w jakiś inny sposób samych pojawień się naszego zmartwychwstałego Pana. Już się przekonaliśmy, że relacji o nich nie można uważać za kłamstwo albo legendy, ale że opowiadania te zostały podane prze7 naocznych świadków, którzy byli głęboko przekonani o ich prawdziwości. Tak przynajmniej wyrażają się w tej sprawie wszyscy kompetentni uczeni. W jaki sposób zatem można uniknąć wyciągania z tych sprawozdań odpowiednich wniosków? Jedynym nadającym się doprawdy do przyjęcia wyjaśnieniem byłoby, że to co przeżywali, było zjawiskiem natury patologicznej, względnie że były to jakieś halucynacje, albo inne zjawiska psychiczne.
Jednakowoż współczesna medycyna wskazuje na to, że nawet zjawiska psychologiczne podlegają pewnym prawom, i że można je poddawać pewnym próbom. Przyjrzyjmy się więc dokładniej tym wydarzeniom w świetle niektórych z tych zasad:
1). Stwierdzono, że tylko niektóre typy ludzi są skłonne do tego rodzaju doświadczeń, a są to jednostki, które mają bardziej uwrażliwiony system nerwowy i bardziej są skłonne do wyobrażania sobie czegoś. A tutaj zdarzył się taki wypadek, że tłum liczący pięćset ludzi przeżył coś, co miało by się nazywać halucynacją! A potem jeszcze mniejsze grupy także twierdziły to samo, i to przy rozmaitych sposobnościach. A wpośród tych, którzy twierdzili, że mieli takie wizje i takie przeżycia, nie tylko znajdowała się Maria Magdalena, która ewentualnie mogłaby uchodzić za osobę podatną psychicznie do halucynacji, ale byli także i inni; tacy jak hardy, surowy celnik, było dalej kilku bardzo prozaicznych, prostych rybaków, a także inne osoby pochodzące z rozmaitych sfer społeczeństwa i posiadające najrozmaitsze dyspozycje psychiczne.
2). Poza tym halucynacje mają charakter w wysokiej mierze indywidualistyczny, albowiem prawdziwym ich źródłem jest podświadoma jaźń osoby, która te wizje otrzymuje. Nie istnieje zatem taka możliwość, aby dwie osoby przeżywały dokładnie te same zjawiska. Ale tutaj oto mamy taki fakt, że aż pięćset ludzi równocześnie doświadczyło jakoby dokładnie tego samego rodzaju halucynacji! I to w tym samym czasie i w tym samym miejscu! I dokładnie tego samego rodzaju halucynacji doświadczyły inne grupy ludzi, albo też poszczególne osoby znajdujące się w odosobnieniu jedna od drugiej!
3). Tego rodzaju zjawiska przeważnie też dotyczą jakiegoś wypadku, którego dana osoba się spodziewa, o którym od dłuższego czasu myśli, którego od dłuższego czasu pragnie. Na przykład samotna matka, która od długiego czasu ogromnie pragnęła powrotu syna, który od niej uciekł, może dojść do stanu, w którym wierzy, że już go widzi koło siebie. Ale wszystko wskazuje raczej na to, że apostołowie i uczniowie nie spodziewali się takich pojawień się Pana Jezusa. Byli smutni, złamani na duchu i wszelka nadzieja zdawała się zaginąć.
4). Należy także zaznaczyć, ze psychiczne przeżycia przeważnie mają miejsce w stosownych porach i w stosownych miejscach, na przykład wieczorem, w nocy albo wczesnym rankiem i to w charakterystycznych okolicznościach. Ale te zjawiska miały miejsce w wszelkiego rodzaju miejscach i porach:
W górnym pokoju wieczorem, przy grobie wczesnym rankiem, w popołudniowym marszu przez wsie, to znaczy z Jerozolimy do Emaus, przy porannym połowie ryb nad jeziorem, i na górze w Galilei.
5). Wreszcie tego rodzaju obsesje przeważnie mają swoje nawroty przez długi czas i to w pewnym stopniu regularnie, a nasilenie ich bądź się zwiększa i występują coraz częściej w miarę jak czas upływa, albo się zmniejsza. Ale wszystkie te zjawiska, które my rozważamy w tej chwili, zdarzyły się w bardzo krótkim okresie tylko 40-tu dni, a potem na zawsze ustały. I ani jeden spośród ludzi, którzy twierdzili, że mieli takie przeżycie, nie wspomniał ani nie wyznał, że doznał chociażby jeden raz powtórzenia się takiego widzenia.
Nie można też zjawisk tych wyjaśnić przy pomocy przypuszczalnych osiągnięć nowoczesnego spirytyzmu,, albowiem brak było kilku z koniecznych do tego warunków. Pojawienia się po zmartwychwstaniu całkiem jasno i wyraźnie nie były uzależnione od obecności jakiegoś medium albo jakiejś grupy osób, które by się starały o kontakt z światem ponadnaturalnym, albo też z jakimiś innymi okolicznościami, które by można ustalić, a które by miały związek ze spirytyzmem. A Ten, który się objawiał, był, i to też trzeba jeszcze podkreślić, nie tylko jakąś zjawą duchową. Można Go było wyraźnie widzieć i wyraźnie słyszeć. Można Go było dotknąć rękami (Łukasz 24:39). Mógł chodzić od miejscowości do miejscowości (Łuk. 24:15); mógł smażyć rybę (Jan 21:9) a nawet ją jeść (Łukasz 24, 41—43). Można też było widzieć znaki Jego cierpienia i można ich było dotknąć (Jan 20:27).
Im staranniej się studiuje to zagadnienie, tym bardziej wydaje się rzeczą niemożliwą, aby wyjaśnić te pojawienia się jakąkolwiek formą halucynacji. Nie wystarczy też jakaś teoria, która usiłowałaby wyjaśnić, że te zjawiska powodował tylko pozostały przy życiu Duch Jezusa Chrystusa. Tutaj mamy do czynienia z czymś daleko więcej konkretnym. Wszystkie dokumenty jednogłośnie stwierdzają, że Jego nieśmiertelny Duch powrócił do zmiażdżonego, złamanego ludzkiego ciała, które w tym momencie natychmiast i w cudowny sposób zostało przemienione na nowe i duchowe ciało, które oczywiście różniło się wielce od Jego śmiertelnego ciała i krwi, ale niemniej było ciałem, które można było rozpoznać.
Można by powiedzieć daleko więcej jeszcze, ale tutaj tylko podsumujemy to w jak największym skrócie.
1). Na całym świecie istnieje wielka gromada ludzi, która nosi nazwę chrześcijańskiego Kościoła. Historia tej gromady ludzi sięga wstecz do Palestyny do czasu około roku 30-go po Chrystusie. Zapytajmy więc, czemu Kościół ten zawdzięcza swoje powstanie? Dokumenty związane z rozwojem tej instytucji całkiem wyraźnie stwierdzają, że jej początek datuje się od zmartwychwstania jej Założyciela, który powstał z grobu. Czy jest jeszcze jakaś inna koncepcja, która by mogła pokrywać się z tymi faktami?
2). Posiadamy także instytucję chrześcijańskiej niedzieli, która również początkiem swoim sięga do tego samego miejsca i tej samej daty. A czemu zawdzięcza niedziela swoje powstanie? Żydzi byli przecież fanatycznie przywiązani do swojego sabatu, a wczesny Kościół był przecież niemal wyłącznie żydowskim? Stąd więc widzimy, że potrzeba tutaj było koniecznie jakiegoś nadzwyczajnego i wstrząsającego wypadku, który by nakłonił ich do tej zmiany, aby z święcenia sabatu przejść do święcenia pierwszego dnia w tygodniu. I rzeczywiście tak było. Wypadkiem tym było nic innego, jak tylko zmartwychwstanie. To samo rozumowanie można zastosować w wypadku powstania Świąt Wielkanocnych.
3). A jak wyjaśnić powodzenie wczesnego Kościoła? Najistotniejszą częścią i fundamentem apostolskiego kazania było zmartwychwstanie, które było opowiadane bardzo blisko, bo zaledwie w odległości kilku minut spaceru od Józefowego grobu. W jaki sposób zatem można wyjaśnić fakt, że tysiące ludzi uwierzyło i to w obliczu bardzo ostrego sprzeciwu, i że nawet wielka ilość kapłanów stała się „posłuszną wierze" (Dz.Ap. 6:7)? Odpowiedź wydaje się sprawę przesądzać. Przyczyną było to, że podstawowy fakt pustego grobu nie dał się niczym obalić.
4). Ale raz jeszcze zapytajmy w jakim stopniu można wyjaśnić ten niewygodny okres siedmiu tygodni, który dzieli wypadek zmartwychwstania od pierwszego publicznego ogłoszenia go? Jeśliby historia ta została sfabrykowana przez kogoś, albo zmontowana na podstawie fałszywych danych, to nigdy nie zostałaby w ten sposób ułożona. Jedyną wystarczającą odpowiedzią na pytania dotyczące tego okresu jest to, co wyjaśniają same dokumenty Pisma Świętego, a mianowicie, że uczniowie spędzili pierwszych 40 dni w bezpośrednim obcowaniu ze swoim zmartwychwstałym Panem (Dz.Ap. 1:3) i to, że następnych 10 dni spędzili na rozkaz Pana Jezusa w oczekiwaniu na obietnicę Ojcowską, dzięki której mieli zostać napełnieni mocą z wysokości (Dz.Ap. 1:4-8).
5). Jest też rzeczą nie do obalenia, że sam Chrystus przepowiedział swoje ukrzyżowanie i zmartwychwstanie. A nawet gdyby jakiś krytyk usiłował wyjaśnić tę stanowczość pewnych wypowiedzi i przepowiedni naszego Pana Jezusa jako reminiscencje zapisane przez jakiegoś autora Ewangelii po fakcie, to oskarżenie, które zostało wysunięte pod adresem Pana Jezusa w czasie Jego rozprawy sądowej, że jakoby powiedział:
„Mogę zburzyć świątynię Bożą i w trzy dni ją odbudować" (Mateusz 26:61), z całą pewnością można określić jako nic innego, jak tylko zniekształconą wersję Jego własnego przepowiedzenia Swojej męki i zmartwychwstania.
6). A co można powiedzieć o samych apostołach? Co mogło zmienić tę małą gromadkę smutnych i pokonanych tchórzów na zespół misjonarzy, którzy cieszyli się wspaniałym powodzeniem, którym nikt nie umiał się przeciwstawić, i którzy cały świat przewrócili do góry nogami, w czym nie mogła powstrzymać ich żadna opozycja? Cóż zmieniło Piotra — słabeusza, który zaparł się Pana swojego przed służącą, w męża, którego nie mógł zmusić do zamilknięcia cały Sanhedryn? Paweł i Ewangeliści dają nam po części wyjaśnienie w takich słowach: ,,I ukazał się Kefasowi" (1Kor. 15:5; Łuk. 24:34). Cóż zmieniło Jakuba, który był bratem Pana według ciała, i to bynajmniej nie żywiącym w stosunku do Niego wielkich sympatii, w wodza zboru w Jerozolimie — i to w czasie zaledwie kilku krótkich lat? Dowiadujemy się tego z dokumentów, które nam mówią: „Potem ukazał się Jakubowi" (1Kor. 15:7). Cóż byłoby mogło skłonić Jakuba, który ongiś był tak krytycznie nastawiony do swojego brata, aby Go potem nazywał Panem chwały (List Jakuba 2:1)? A co powiemy o Pawle, który był prześladowcą, który musiał niewątpliwie wiedzieć o wszystkich faktach dotyczących Józefowego grobu, a co o Szczepanie męczenniku, i o całym mnóstwie innych jeszcze świadków?
7). A co mamy powiedzieć o doświadczeniu chrześcijan poprzez całe wieki? Jest i było mnóstwo mężczyzn i niewiast, na wysokich stanowiskach i prostaków, uczonych i niewykształconych, cywilizowanych i dzikich, pogardzanych i respektowanych, a wszyscy ci ludzie znaleźli w zmartwychwstałym, żywym Chrystusie swoje zbawienie i swoją radość, a co więcej, przemienione ich życie dawało świadectwo, że to, co przeżywali, było rzeczywistością.
8). I wreszcie co powiemy o Tym, który zmartwychwstał? Oczywiście, że są tacy krytycy, którzy twierdzą, że zmartwychwstanie jest rzeczą tak niewiarygodną, że żadna ilość dowodów nie wystarczy, aby udowodnić prawdziwość tego faktu. Takie stanowisko zajmują zwykle ludzie uprzedzeni, i jest ono niezgodne z postępowaniem naukowym. Ale pomińmy to. Przypuśćmy, że istotnie zmartwychwstanie zwyczajnego człowieka jest niewiarygodną rzeczą. Ale tego rodzaju logiczne wnioskowanie nie może zostać zastosowane do tej Osoby, o której w tej chwili mówimy. On był całkiem wyjątkowym we wszystkim co czynił, we wszystkim co powiedział, we wszystkim czym był. Z jakiegokolwiek punktu widzenia byśmy Mu się przyglądali, stwierdzamy, że stanowi On klasę dla siebie. Nawet i poza samym faktem zmartwychwstania mamy bardzo wiele wspaniałych i przekonywujących powodów, aby wierzyć, że On istotnie był „Bogiem objawionym w ciele". Czyż zatem miałoby się to wydawać rzeczą tak dalece niewiarygodną, że taki człowiek — taka osobistość, miałaby powstać od umarłych? Byłoby raczej o wiele bardziej niewiarygodną rzeczą, żeby nie był powstał z martwych. Raczej rzeczywiście jest jedną z najgłębszych tajemnic to, że On w ogóle kiedykolwiek umarł „za nas ludzi i dla naszego zbawienia"! Ale skoro On umarł, to nie powinno absolutnie być w tym nic dziwnego, że i zmartwychwstał.
Ale ostatecznym dowodem zmartwychwstania dla każdego pojedynczego człowieka pozostanie jego własna świadomość obcowania z zmartwychwstałym Chrystusem, albowiem w tej sprawie dowód osobistego doświadczenia może uzupełnić wszystkie dalsze dowody historyczne. Na szczęście w dalszym ciągu ważną jest obietnica, której udzielił nam sam Zbawiciel, a mianowicie: „Oto stoję u drzwi i kołaczę; jeśli ktoś usłyszy głos mój i otworzy drzwi, wstąpię do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną" (Obj. Jana 3:20).
„Ja żyję i wy żyć będziecie" (Jan 14:19).
„Jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy ożywieni będą" (1Kor. 15:22).
„Jeśli z Nim wytrwamy, z Nim też królować będziemy" (2Tym. 2:12).
J.N.D. Anderson